Tkwiłam w moim
nowym miejscu przeznaczenia, trzęsłam się jak osika – sama nie wiem, czy
bardziej z nerwów, czy z zimna; pojedyncze łzy spływały po moich policzkach,
rozcięta warga nadal krwawiła, a w głowie kłębiły się setki myśli. Boże, jaka
ja byłam naiwna, że tak łatwo dałam się podejść! Nie sądziłam, że Kaśka i Darek
są w stanie odwalić takie świństwo. Myślałam, że już nigdy więcej nie będę
miała z nim nic wspólnego, że uwolniłam się od niego raz na zawsze. Myślałam… I
teraz, kiedy wszystko zaczęło się powoli układać, kiedy moje życie znów nabrało
barw, kiedy byłam szczęśliwa, on musiał się nagle pojawić i wywrócić do góry
nogami mój poukładany świat. A Kaśka? Jak bardzo się myliłam co do niej… Teraz
już wszystko rozumiem, to niby przypadkowe spotkanie w pociągu, nasze wspólne
mieszkanie, ta cała tajemniczość, częste wyjścia i powroty późną nocą… Wszystko
zaczyna się układać w jedną, logiczną całość, której ja nie mogę niestety
pojąć… Cholera, gdybym wiedziała, że to jest ustawione, nigdy w życiu nie zaproponowałabym
jej wynajmowania pokoju w naszym mieszkanku… Gdyby tylko można było cofnąć
czas… Niestety, jest już za późno na cokolwiek… Teraz już wiem, skąd Dariusz
miał tyle moich zdjęć – miał bardzo dobrego informatora, miał wiadomości z
pierwszej ręki, bo któż nie wiedziałby lepiej tego, co się w moim życiu dzieje,
jak nie Katarzyna? Nieźle sobie to wszystko wymyślili, naprawdę.
Cały czas
myślałam, co mam zrobić i jak się zachować, żeby odzyskać Wiktorię. Nie
posiadam takiej kwoty, ba!, rodzice z Sandrą i Przemkiem również nie… Jedyną
osobą, która mogłaby mi pomóc, jest w tym momencie Zbyszek, bo tylko on
dysponuje takimi pieniędzmi, ale w jaki sposób mam się z nim skontaktować?
Chryste, co ja mam robić? Jaki mam wymyślić plan, żeby okazał się być skutecznym?
Boję się o moją małą siostrzyczkę; boję się, że coś jej się stanie, że te
dryblasy zrobią jej krzywdę. Nie wybaczę sobie, jeśli oni z mojej winy wyrządzą
jej jakąkolwiek szkodę, bo zatłukę ich jak psa! I w ogóle, dlaczego Daras
zamieszał w to wszystko niewinne dziecko?! Dlaczego funduje jej w tak młodym
wieku takie ekscesy i horrory? Czy on nie ma serca?! Czy nie ma w nim żadnych
ludzkich odruchów, żadnych uczuć? Wiem jedno – ona cierpi i to przeze mnie. Nie
wspominając już o rodzicach, którzy pewnie odchodzą od zmysłów i wyrywają sobie
ostatnie włosy z głowy, zastanawiając się, gdzie przepadła ich najmłodsza
latorośl. A może Daro blefował? Może wcale jej nie porwał, tylko sfingował tę
całą sytuację tylko po to, żeby zdobyć potrzebny chajs? Cholera jasna, nie wiem,
nic już nie wiem! Mam w głowie totalny mętlik, niczego już nie jestem pewna, bo
teraz w każdym ich ruchu i słowie odnajduję drugi, ukryty aspekt; szukam
drugiego dna i haczyka, na który rzekomo miałabym się nabrać.
Spojrzałam na
zegarek, dochodziła siódma rano. Nie zmrużyłam tej nocy oka nawet na pięć
minut. Bałam się o siebie, bałam się o Wikę, bałam się o nas wszystkich.
Leżałam skulona na zimnym materacu, zmarznięta i obolała, a światła dostarczał mi
blask ulicznej lampy, wpadający przez szczelinę niewielkiego, piwnicznego okienka.
Otaczała mnie głucha cisza. Do czasu. W pewnej chwili usłyszałam płacz.
Machinalnie podniosłam się z podłogi, podeszłam do jednej ze ścian i
nasłuchiwałam dźwięku. Ktoś ewidentnie płakał i to na pewno nie była Kaśka.
Przenajświętszy Jezu! To Wiktoria! A jednak ten drań ją porwał! Sukinkot nie
chciał powiedzieć prawdy, że ona tu jest! Czy się uspokoiłam? Wręcz przeciwnie
– zdenerwowałam się jeszcze bardziej mając świadomość tego, że moja siostra
jest uwięziona za ścianą, a ja nijak nie mogę się z nią porozumieć. Długo nad
ewentualnym planem nie mogłam pomyśleć, bo jeden z przypakowanych kolesi
zawitał niespodziewanie do mnie, ledwo co zdążyłam wrócić na swoje twarde
siedzisko.
- Wstawaj!
Daro chce Cię widzieć.
- A ja chcę
się widzieć z Wiktorią!
- A skąd Ci ją
wyczaruję?
- Wiem, że tu
jest.
- Gówno wiesz!
– odrzekł podniesionym tonem.
- Nie oszukuj
mnie. Nie masz serca, czy jak? Nigdy nie martwiłeś się o kogoś w swoim życiu?
Zawsze byłeś taki pewny siebie, grając kozaka jakich można wiązać na pęczki?!
- Nie dbam o
to.
- Chłopie, nie
rób ze mnie wała, bo doskonale słyszałam, i to na dodatek przed chwilą, jak
mała płacze za tą ścianą!
- Pewnie Ci
się zdawało, albo jakieś koty się goniły za oknem. Nikogo więcej tu nie ma
oprócz nas. – podeszłam bliżej szerokokarcznego i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Jak długo
jeszcze zamierzasz rżnąć przede mną głupa? Myślisz, że ja jestem
niedorozwinięta i nie rozpoznaję głosu rodzonej siostry? Kogo Ty chcesz zrobić
w konia?! Chcę się z nią widzieć. Teraz! Zaraz! – uniosłam się, spoglądając
złowrogo na mężczyznę, wprowadzając go jednocześnie w niemałe zakłopotanie.
- Dobra,
wygrałaś! Mam już dosyć użerania się z Wami!
- Daj mi tylko
minutkę. Zobaczę ją, przytulę i to wszystko. Chcę, żeby wiedziała, że tu
jestem. To ją uspokoi.
- Wali mnie
to, co chcesz z nią robić. Wedle mnie, to możecie się nawet kochać, a i tak nie
zrobi to na mnie wrażenia. – odpowiedział stanowczo, perfidnie kręcąc mi przed
nosem pękiem kluczy. Chwycił za nadgarstek, pociągnął mnie za sobą i wprowadził
mnie do lochu obok, gdzie więzili mojego Robaczka.
- Lena! –
krzyknęła rozpaczliwie Wika na mój widok. Padłyśmy sobie w ramiona, nie mogąc
nacieszyć się swoją obecnością, ponieważ nasze bezpieczeństwo ciągle wisiało na
jednym włosku. – Lenka, przyszłaś mnie uratować?
- Kochanie,
bardzo bym chciała Cię uratować, ale niestety nie jestem w stanie.
- Dlaczego?
- Bo ja
również jestem uwięziona.
- Ale jak to?!
- Długa
historia, opowiem Ci jak wrócimy do domku.
- A wrócimy? –
zapytała z nutką zawahania i łzami w oczach.
- Obiecuję Ci,
że już niedługo ten koszmar się skończy.
- Ale co się
dzieje?
- Nie mogę Ci
teraz powiedzieć.
- Ja chcę do
mamy. – wyszeptała i machinalnie przytuliła się do mojego ciała, rzewnie szlochając.
- Jeszcze
troszkę, Skarbeńku, i zobaczysz się ze wszystkimi: z mamą, z tatą, z Sandrą i
Przemkiem, z babcią, z koleżankami… - wymieniałam powoli, żeby pomyślała o
przyjemnych rzeczach i choć na chwilę poczuła się bezpiecznie. – Zabiorę Cię
stąd.
- Ej,
ladacznico! Twój czas się skończył! – odezwał się nieprzyjemnym tonem głosu
gbur.
- Wikuś, muszę
już iść. Nie bój się, jestem tu razem z Tobą i przysięgam, że po Ciebie wrócę!
– otuliłam ją ramieniem ostatni raz, ucałowałam w czoło i wyszłam, bo dresiarz
nie dałby mi spokoju.
Popędzał mnie,
bym szybciej szła do „gabinetu” Dariusza, bo wtedy to on będzie miał problemy,
że nie przyprowadził mnie na czas.
- Wyspałaś
się, Koteczku? – zadrwił, kiedy po chwili znalazłam się za drzwiami sam na sam
z moim byłym.
- Bardzo. –
odpowiedziałam z ironią, bo przecież w gruncie rzeczy, nie zmrużyłam w ogóle
oka.
- To dobrze,
cieszę się… - wstał z fotela i zbliżył się do mnie na niebezpiecznie bliską
odległość. - Nadal masz jakieś wątpliwości, co do tego, że Twoja siostrzyczka
jest bliżej Ciebie niż myślałaś? – zapytał, pochylając się nade mną.
- Wypuść ją,
Ty podła świnio!
- A załatwiłaś
kasę?
- A niby jakim
cudem?! – krzyknęłam. – Przecież zabraliście mi telefon, a ja nie mam
nadprzyrodzonych zdolności, żeby komunikować się ze światem!
- Załatwmy to
polubownie.
- Czyli jak?!
- Kasiu?! –
otworzył drzwi i zawołał dziewczynę, która w mgnieniu oka znalazła się obok
niego.
- Tak?
- Przynieś mi
telefon naszej zakładniczki. Muszę gdzieś zadzwonić. – oznajmił spokojnie, nie
ukrywając ogromnej dumy, jaka emanowała z niego co najmniej na kilometr. Kaśka
kiwnęła tylko głową na potwierdzenie i oddaliła się, by zrealizować polecenie.
- Nawet nie
próbuj tego robić. – wycedziłam przez zęby, chcąc następnie rzucić się na niego
w celu zabrania komórki. Niestety. Nic z tego. Szerokokarczni złapali mnie pod
boki i usadzili na obrotowym fotelu, uniemożliwiając mi ucieczkę.
- Lenuś,
nieładnie jest sprzeciwiać się Dareczkowi. – uniósł palcami mój podbródek do
góry i popatrzył prosto w oczy. Nie wahałam się ani sekundy dłużej i
korzystając z nadarzającej się okazji, splunęłam mu prosto w twarz. – Widzę, że
nie chcesz ze mną współpracować.
- A kto
chciałaby z Tobą współpracować?!
- Wiesz, że
pogorszyłaś tym swoją sytuację? – otarł resztki mojego DNA z czoła i obmyślał
przez chwilę kolejny plan. - Dobrze, sama tego chciałaś. Gruby, Skiba –
zwiążcie ją, tylko tak porządnie.
- Pogłupiałeś
do reszty, Darek! – krzyknęłam.
- Się robi
szefie. – odparł jeden z nich, a już po chwili we dwoje obwiązywali moje
kończyny brązowym sznurkiem.
Szarpałam się,
by utrudnić im wykonywanie zadanie, chciałam nawet pogryźć ich ręce zębami, ale
niestety. Byli ode mnie silniejsi. I kiedy byłam już totalnie obezwładniona,
główny sprawca tego całego zamieszania, chwycił mój telefon i zaczął wykonywać
połączenie. Tak jak przypuszczałam, do Zbyszka. Skąd wiedziałam? Usłyszałam
cicho grającą melodię, którą Zibi ma ustawioną na sygnał oczekiwania.
- Ostrzegam
Cię, bądź cicho. – pogroził mi palcem przed nosem. – Inaczej źle się to dla
Ciebie skończy, Kochanie.
- Nigdy nie
byłam Twoim Kochaniem!
- Przymknij
się, ulicznico! – podniósł głos, ale chwilę później uspokoił swe emocje, by
podjąć rozmowę z Bartmanem. - Bardzo mi przykro, ale to nie Madzia… Ja?! Ja jestem
duchem z przeszłości… Mieliśmy rachunki do wyrównania… Nie, nie będę Ci się
tłumaczył! Posłuchaj mnie, siatkarzyku z Bożej łaski, jeśli chcesz zobaczyć
żywą Lenę i jej siostrę, radzę Ci przygotować hajs… Trzydzieści tysięcy... Euro…
- Jakie
trzydzieści?! Mi mówiłeś coś innego!
- Teraz mam
dwie zakładniczki, więc i kwota się podwoiła. – uśmiechnął się półgębkiem.
- On kłamie, Zbyszek,
nie słuchaj go! – krzyknęłam ile tylko miałam sił w płucach, by mój wybawiciel
usłyszał.
- Miałaś się
nie odzywać, szmato! – podszedł zdenerwowany i z całej złości uderzył mnie w
twarz. – Jeszcze raz będziesz mi nieposłuszna, a pożałujesz, że się w ogóle
urodziłaś!
- Wolę umrzeć,
niż patrzeć na Twoją parszywą gębę. – odrzekłam, a on spojrzał na mnie
piorunująco i gestem dłoni kazał Grubemu użyć, leżącej na półce taśmy, by
zakleić mi usta. Zrobił to, oczywiście, a ja próbowałam wydobyć z siebie
ostatnie dźwięki, ponownie bezskutecznie.
- Szanowny
Panie Batmanie w czarnym szlafroku i obcisłych gaciach, powtarzam: trzydzieści
kawałków euro… Zadzwonię wieczorem i dam Ci kolejne wskazówki… - zakończył
rozmowę naciskając czerwony przycisk i rzucił moją komórkę na blat stołu, po
czym odwrócił się do mnie i rzucił bazyliszkowe spojrzenie. – A z Tobą się
jeszcze policzę, Ty mała, wredna flądro!
- Co mamy z
nią zrobić? – zapytał Skiba, opychając się nad moją głową fast-foodami.
- Jedźcie z
nią tam, gdzie była do tej pory. – obruszył się i wyszedł.
Przewieźli
mnie na krześle do mojej super celi i pozostawili sobie samej. Zabijałam się
myślami. Zastanawiałam się nad tym, co jeszcze knuje Daras, do czego jest jeszcze zdolny... Zastanawiałam
się, jak się teraz czuje Wiktoria… Zastanawiałam się, co teraz zrobi Zbyszek,
bo tego, że mi pomoże byłam pewna; bałam się tylko o to, by nie stała mu się żadna
krzywda, bo tego bym sobie nie wybaczyła…
Przesiedziałam
kilka godzin w jednej pozycji, aż już powoli odczuwałam boleści kręgosłupa, ale
nie miałam żadnej swobody ruchów i musiałam się męczyć. Po pewnym czasie
przyszła do mnie Katarzyna, łaskawie dała mi suchą bułkę i szklankę zimnej
wody. Oczywiście nie pozwoliła mi własnoręcznie zjeść, tylko mnie karmiła jak
małe dziecko, żebym czasami nie uciekła… Pomimo wielu prób nawiązania dialogu,
nie chciała ze mną rozmawiać, nie wykazywała żadnych chęci. Zachowywała się jak
typowa służbistka, której płaci się za wykonywanie poleceń i tłamszenie ludzi z
błotem. Prosiłam, by nie zaklejała mi ust tą lepką folią, bo mimo wszystko, to
naprawdę boli, ale była nieugięta. Kiedy wychodziła, rzuciła tylko beznamiętne „przepraszam, Lena” i zostawiła mnie
samą w czterech zimnych, ciemnych ścianach. I co ona sobie teraz myśli? Że ja
tak łatwo jej wybaczę to, co zrobiła? Że
podaruję jej to całe śledzenie mnie, donoszenie informacji Darasowi i robienie
zdjęć? Nigdy w życiu! Ja jestem pamiętliwą osobą i jeśli ktoś wyrządzi mi albo
mojej rodzinie jakąś krzywdę, na długo zapada mi to w głowie. Czy jej się
odwdzięczę? Zapewne nie. Moja babcia zawsze powtarza jak mantrę: „jeśli ktoś jest głupi i postępuje
nierozsądnie, to Ty bądź mądrzejsza i nie odpłacaj się tym samym; pokaż, że masz
więcej oleju w głowie”- i ja jakoś trzymam się tej zasady.
Długo jeszcze
rozmyślałam o ostatnich słowach tego bydlaka; o tym, co działo się minionego
ranka i nadal nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę… Nawet nie wiem,
czy Daro dzwonił ponownie do Zbyszka; nie wiem, co robiła Wiktoria i nie wiem,
która była godzina, bo byłam już tym wszystkim zmęczona i nawet sama nie wiem,
kiedy moja głowa stała się ociężała i opadła bezwiednie na ramię. Obudził mnie
przeraźliwy hałas dochodzący zza drzwi, aż normalnie podskoczyłam ze strachu na
fotelu. Nastawiłam uważnie uszy, ktoś się kłócił… I to nie był ani ten palant,
ani jego ludzie. Tam był ktoś jeszcze. Z wielkimi trudnościami przejechałam meblem
pod wejście, by móc dowiedzieć się czegoś więcej. Kiedy przyłożyłam głowę do
metalowych drzwi, nagle usłyszałam strzał. I nastała cisza.
***
Jest mi wstyd, ogromnie wstyd. Przepraszam, że musiałyście czekać tak długo na nowy rozdział, ale ostatnimi czasy ciężko jest mi się zabrać za cokolwiek. Proszę mi wydłużyć dobę!
Ściskam, Patka. :*