13.11.2013

Rozdział 38.



Tkwiłam w moim nowym miejscu przeznaczenia, trzęsłam się jak osika – sama nie wiem, czy bardziej z nerwów, czy z zimna; pojedyncze łzy spływały po moich policzkach, rozcięta warga nadal krwawiła, a w głowie kłębiły się setki myśli. Boże, jaka ja byłam naiwna, że tak łatwo dałam się podejść! Nie sądziłam, że Kaśka i Darek są w stanie odwalić takie świństwo. Myślałam, że już nigdy więcej nie będę miała z nim nic wspólnego, że uwolniłam się od niego raz na zawsze. Myślałam… I teraz, kiedy wszystko zaczęło się powoli układać, kiedy moje życie znów nabrało barw, kiedy byłam szczęśliwa, on musiał się nagle pojawić i wywrócić do góry nogami mój poukładany świat. A Kaśka? Jak bardzo się myliłam co do niej… Teraz już wszystko rozumiem, to niby przypadkowe spotkanie w pociągu, nasze wspólne mieszkanie, ta cała tajemniczość, częste wyjścia i powroty późną nocą… Wszystko zaczyna się układać w jedną, logiczną całość, której ja nie mogę niestety pojąć… Cholera, gdybym wiedziała, że to jest ustawione, nigdy w życiu nie zaproponowałabym jej wynajmowania pokoju w naszym mieszkanku… Gdyby tylko można było cofnąć czas… Niestety, jest już za późno na cokolwiek… Teraz już wiem, skąd Dariusz miał tyle moich zdjęć – miał bardzo dobrego informatora, miał wiadomości z pierwszej ręki, bo któż nie wiedziałby lepiej tego, co się w moim życiu dzieje, jak nie Katarzyna? Nieźle sobie to wszystko wymyślili, naprawdę.
Cały czas myślałam, co mam zrobić i jak się zachować, żeby odzyskać Wiktorię. Nie posiadam takiej kwoty, ba!, rodzice z Sandrą i Przemkiem również nie… Jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc, jest w tym momencie Zbyszek, bo tylko on dysponuje takimi pieniędzmi, ale w jaki sposób mam się z nim skontaktować? Chryste, co ja mam robić? Jaki mam wymyślić plan, żeby okazał się być skutecznym? Boję się o moją małą siostrzyczkę; boję się, że coś jej się stanie, że te dryblasy zrobią jej krzywdę. Nie wybaczę sobie, jeśli oni z mojej winy wyrządzą jej jakąkolwiek szkodę, bo zatłukę ich jak psa! I w ogóle, dlaczego Daras zamieszał w to wszystko niewinne dziecko?! Dlaczego funduje jej w tak młodym wieku takie ekscesy i horrory? Czy on nie ma serca?! Czy nie ma w nim żadnych ludzkich odruchów, żadnych uczuć? Wiem jedno – ona cierpi i to przeze mnie. Nie wspominając już o rodzicach, którzy pewnie odchodzą od zmysłów i wyrywają sobie ostatnie włosy z głowy, zastanawiając się, gdzie przepadła ich najmłodsza latorośl. A może Daro blefował? Może wcale jej nie porwał, tylko sfingował tę całą sytuację tylko po to, żeby zdobyć potrzebny chajs? Cholera jasna, nie wiem, nic już nie wiem! Mam w głowie totalny mętlik, niczego już nie jestem pewna, bo teraz w każdym ich ruchu i słowie odnajduję drugi, ukryty aspekt; szukam drugiego dna i haczyka, na który rzekomo miałabym się nabrać.
Spojrzałam na zegarek, dochodziła siódma rano. Nie zmrużyłam tej nocy oka nawet na pięć minut. Bałam się o siebie, bałam się o Wikę, bałam się o nas wszystkich. Leżałam skulona na zimnym materacu, zmarznięta i obolała, a światła dostarczał mi blask ulicznej lampy, wpadający przez szczelinę niewielkiego, piwnicznego okienka. Otaczała mnie głucha cisza. Do czasu. W pewnej chwili usłyszałam płacz. Machinalnie podniosłam się z podłogi, podeszłam do jednej ze ścian i nasłuchiwałam dźwięku. Ktoś ewidentnie płakał i to na pewno nie była Kaśka. Przenajświętszy Jezu! To Wiktoria! A jednak ten drań ją porwał! Sukinkot nie chciał powiedzieć prawdy, że ona tu jest! Czy się uspokoiłam? Wręcz przeciwnie – zdenerwowałam się jeszcze bardziej mając świadomość tego, że moja siostra jest uwięziona za ścianą, a ja nijak nie mogę się z nią porozumieć. Długo nad ewentualnym planem nie mogłam pomyśleć, bo jeden z przypakowanych kolesi zawitał niespodziewanie do mnie, ledwo co zdążyłam wrócić na swoje twarde siedzisko.
- Wstawaj! Daro chce Cię widzieć.
- A ja chcę się widzieć z Wiktorią!
- A skąd Ci ją wyczaruję?
- Wiem, że tu jest.
- Gówno wiesz! – odrzekł podniesionym tonem.
- Nie oszukuj mnie. Nie masz serca, czy jak? Nigdy nie martwiłeś się o kogoś w swoim życiu? Zawsze byłeś taki pewny siebie, grając kozaka jakich można wiązać na pęczki?!
- Nie dbam o to.
- Chłopie, nie rób ze mnie wała, bo doskonale słyszałam, i to na dodatek przed chwilą, jak mała płacze za tą ścianą!
- Pewnie Ci się zdawało, albo jakieś koty się goniły za oknem. Nikogo więcej tu nie ma oprócz nas. – podeszłam bliżej szerokokarcznego i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Jak długo jeszcze zamierzasz rżnąć przede mną głupa? Myślisz, że ja jestem niedorozwinięta i nie rozpoznaję głosu rodzonej siostry? Kogo Ty chcesz zrobić w konia?! Chcę się z nią widzieć. Teraz! Zaraz! – uniosłam się, spoglądając złowrogo na mężczyznę, wprowadzając go jednocześnie w niemałe zakłopotanie.
- Dobra, wygrałaś! Mam już dosyć użerania się z Wami!
- Daj mi tylko minutkę. Zobaczę ją, przytulę i to wszystko. Chcę, żeby wiedziała, że tu jestem. To ją uspokoi.
- Wali mnie to, co chcesz z nią robić. Wedle mnie, to możecie się nawet kochać, a i tak nie zrobi to na mnie wrażenia. – odpowiedział stanowczo, perfidnie kręcąc mi przed nosem pękiem kluczy. Chwycił za nadgarstek, pociągnął mnie za sobą i wprowadził mnie do lochu obok, gdzie więzili mojego Robaczka.
- Lena! – krzyknęła rozpaczliwie Wika na mój widok. Padłyśmy sobie w ramiona, nie mogąc nacieszyć się swoją obecnością, ponieważ nasze bezpieczeństwo ciągle wisiało na jednym włosku. – Lenka, przyszłaś mnie uratować?
- Kochanie, bardzo bym chciała Cię uratować, ale niestety nie jestem w stanie.
- Dlaczego?
- Bo ja również jestem uwięziona.
- Ale jak to?!
- Długa historia, opowiem Ci jak wrócimy do domku.
- A wrócimy? – zapytała z nutką zawahania i łzami w oczach.
- Obiecuję Ci, że już niedługo ten koszmar się skończy.
- Ale co się dzieje?
- Nie mogę Ci teraz powiedzieć.
- Ja chcę do mamy. – wyszeptała i machinalnie przytuliła się do mojego ciała, rzewnie szlochając.
- Jeszcze troszkę, Skarbeńku, i zobaczysz się ze wszystkimi: z mamą, z tatą, z Sandrą i Przemkiem, z babcią, z koleżankami… - wymieniałam powoli, żeby pomyślała o przyjemnych rzeczach i choć na chwilę poczuła się bezpiecznie. – Zabiorę Cię stąd.
- Ej, ladacznico! Twój czas się skończył! – odezwał się nieprzyjemnym tonem głosu gbur.
- Wikuś, muszę już iść. Nie bój się, jestem tu razem z Tobą i przysięgam, że po Ciebie wrócę! – otuliłam ją ramieniem ostatni raz, ucałowałam w czoło i wyszłam, bo dresiarz nie dałby mi spokoju.
Popędzał mnie, bym szybciej szła do „gabinetu” Dariusza, bo wtedy to on będzie miał problemy, że nie przyprowadził mnie na czas.
- Wyspałaś się, Koteczku? – zadrwił, kiedy po chwili znalazłam się za drzwiami sam na sam z moim byłym.
- Bardzo. – odpowiedziałam z ironią, bo przecież w gruncie rzeczy, nie zmrużyłam w ogóle oka.
- To dobrze, cieszę się… - wstał z fotela i zbliżył się do mnie na niebezpiecznie bliską odległość. - Nadal masz jakieś wątpliwości, co do tego, że Twoja siostrzyczka jest bliżej Ciebie niż myślałaś? – zapytał, pochylając się nade mną.
- Wypuść ją, Ty podła świnio!
- A załatwiłaś kasę?
- A niby jakim cudem?! – krzyknęłam. – Przecież zabraliście mi telefon, a ja nie mam nadprzyrodzonych zdolności, żeby komunikować się ze światem!
- Załatwmy to polubownie.
- Czyli jak?!
- Kasiu?! – otworzył drzwi i zawołał dziewczynę, która w mgnieniu oka znalazła się obok niego.
- Tak?
- Przynieś mi telefon naszej zakładniczki. Muszę gdzieś zadzwonić. – oznajmił spokojnie, nie ukrywając ogromnej dumy, jaka emanowała z niego co najmniej na kilometr. Kaśka kiwnęła tylko głową na potwierdzenie i oddaliła się, by zrealizować polecenie.
- Nawet nie próbuj tego robić. – wycedziłam przez zęby, chcąc następnie rzucić się na niego w celu zabrania komórki. Niestety. Nic z tego. Szerokokarczni złapali mnie pod boki i usadzili na obrotowym fotelu, uniemożliwiając mi ucieczkę.
- Lenuś, nieładnie jest sprzeciwiać się Dareczkowi. – uniósł palcami mój podbródek do góry i popatrzył prosto w oczy. Nie wahałam się ani sekundy dłużej i korzystając z nadarzającej się okazji, splunęłam mu prosto w twarz. – Widzę, że nie chcesz ze mną współpracować.
- A kto chciałaby z Tobą współpracować?!
- Wiesz, że pogorszyłaś tym swoją sytuację? – otarł resztki mojego DNA z czoła i obmyślał przez chwilę kolejny plan. - Dobrze, sama tego chciałaś. Gruby, Skiba – zwiążcie ją, tylko tak porządnie.
- Pogłupiałeś do reszty, Darek! – krzyknęłam.
- Się robi szefie. – odparł jeden z nich, a już po chwili we dwoje obwiązywali moje kończyny brązowym sznurkiem.
Szarpałam się, by utrudnić im wykonywanie zadanie, chciałam nawet pogryźć ich ręce zębami, ale niestety. Byli ode mnie silniejsi. I kiedy byłam już totalnie obezwładniona, główny sprawca tego całego zamieszania, chwycił mój telefon i zaczął wykonywać połączenie. Tak jak przypuszczałam, do Zbyszka. Skąd wiedziałam? Usłyszałam cicho grającą melodię, którą Zibi ma ustawioną na sygnał oczekiwania.
- Ostrzegam Cię, bądź cicho. – pogroził mi palcem przed nosem. – Inaczej źle się to dla Ciebie skończy, Kochanie.
- Nigdy nie byłam Twoim Kochaniem!
- Przymknij się, ulicznico! – podniósł głos, ale chwilę później uspokoił swe emocje, by podjąć rozmowę z Bartmanem. - Bardzo mi przykro, ale to nie Madzia… Ja?! Ja jestem duchem z przeszłości… Mieliśmy rachunki do wyrównania… Nie, nie będę Ci się tłumaczył! Posłuchaj mnie, siatkarzyku z Bożej łaski, jeśli chcesz zobaczyć żywą Lenę i jej siostrę, radzę Ci przygotować hajs… Trzydzieści tysięcy... Euro…
- Jakie trzydzieści?! Mi mówiłeś coś innego!
- Teraz mam dwie zakładniczki, więc i kwota się podwoiła. – uśmiechnął się półgębkiem.
- On kłamie, Zbyszek, nie słuchaj go! – krzyknęłam ile tylko miałam sił w płucach, by mój wybawiciel usłyszał.
- Miałaś się nie odzywać, szmato! – podszedł zdenerwowany i z całej złości uderzył mnie w twarz. – Jeszcze raz będziesz mi nieposłuszna, a pożałujesz, że się w ogóle urodziłaś!
- Wolę umrzeć, niż patrzeć na Twoją parszywą gębę. – odrzekłam, a on spojrzał na mnie piorunująco i gestem dłoni kazał Grubemu użyć, leżącej na półce taśmy, by zakleić mi usta. Zrobił to, oczywiście, a ja próbowałam wydobyć z siebie ostatnie dźwięki, ponownie bezskutecznie.
- Szanowny Panie Batmanie w czarnym szlafroku i obcisłych gaciach, powtarzam: trzydzieści kawałków euro… Zadzwonię wieczorem i dam Ci kolejne wskazówki… - zakończył rozmowę naciskając czerwony przycisk i rzucił moją komórkę na blat stołu, po czym odwrócił się do mnie i rzucił bazyliszkowe spojrzenie. – A z Tobą się jeszcze policzę, Ty mała, wredna flądro!
- Co mamy z nią zrobić? – zapytał Skiba, opychając się nad moją głową fast-foodami.
- Jedźcie z nią tam, gdzie była do tej pory. – obruszył się i wyszedł.
Przewieźli mnie na krześle do mojej super celi i pozostawili sobie samej. Zabijałam się myślami. Zastanawiałam się nad tym, co jeszcze knuje Daras,  do czego jest jeszcze zdolny... Zastanawiałam się, jak się teraz czuje Wiktoria… Zastanawiałam się, co teraz zrobi Zbyszek, bo tego, że mi pomoże byłam pewna; bałam się tylko o to, by nie stała mu się żadna krzywda, bo tego bym sobie nie wybaczyła…
Przesiedziałam kilka godzin w jednej pozycji, aż już powoli odczuwałam boleści kręgosłupa, ale nie miałam żadnej swobody ruchów i musiałam się męczyć. Po pewnym czasie przyszła do mnie Katarzyna, łaskawie dała mi suchą bułkę i szklankę zimnej wody. Oczywiście nie pozwoliła mi własnoręcznie zjeść, tylko mnie karmiła jak małe dziecko, żebym czasami nie uciekła… Pomimo wielu prób nawiązania dialogu, nie chciała ze mną rozmawiać, nie wykazywała żadnych chęci. Zachowywała się jak typowa służbistka, której płaci się za wykonywanie poleceń i tłamszenie ludzi z błotem. Prosiłam, by nie zaklejała mi ust tą lepką folią, bo mimo wszystko, to naprawdę boli, ale była nieugięta. Kiedy wychodziła, rzuciła tylko beznamiętne „przepraszam, Lena” i zostawiła mnie samą w czterech zimnych, ciemnych ścianach. I co ona sobie teraz myśli? Że ja tak łatwo jej wybaczę to, co zrobiła?  Że podaruję jej to całe śledzenie mnie, donoszenie informacji Darasowi i robienie zdjęć? Nigdy w życiu! Ja jestem pamiętliwą osobą i jeśli ktoś wyrządzi mi albo mojej rodzinie jakąś krzywdę, na długo zapada mi to w głowie. Czy jej się odwdzięczę? Zapewne nie. Moja babcia zawsze powtarza jak mantrę: „jeśli ktoś jest głupi i postępuje nierozsądnie, to Ty bądź mądrzejsza i nie odpłacaj się tym samym; pokaż, że masz więcej oleju w głowie”- i ja jakoś trzymam się tej zasady.
Długo jeszcze rozmyślałam o ostatnich słowach tego bydlaka; o tym, co działo się minionego ranka i nadal nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę… Nawet nie wiem, czy Daro dzwonił ponownie do Zbyszka; nie wiem, co robiła Wiktoria i nie wiem, która była godzina, bo byłam już tym wszystkim zmęczona i nawet sama nie wiem, kiedy moja głowa stała się ociężała i opadła bezwiednie na ramię. Obudził mnie przeraźliwy hałas dochodzący zza drzwi, aż normalnie podskoczyłam ze strachu na fotelu. Nastawiłam uważnie uszy, ktoś się kłócił… I to nie był ani ten palant, ani jego ludzie. Tam był ktoś jeszcze. Z wielkimi trudnościami przejechałam meblem pod wejście, by móc dowiedzieć się czegoś więcej. Kiedy przyłożyłam głowę do metalowych drzwi, nagle usłyszałam strzał. I nastała cisza.

 *** 

Jest mi wstyd, ogromnie wstyd. Przepraszam, że musiałyście czekać tak długo na nowy rozdział, ale ostatnimi czasy ciężko jest mi się zabrać za cokolwiek. Proszę mi wydłużyć dobę!

Ściskam, Patka. :*