28.12.2013

Rozdział 39.



Trwałam w bezruchu dłuższą chwilę. Moje serce waliło ze strachu tak mocno, jakby zaraz miało wyrwać się z piersi, albo co gorsza - skapitulować. Zimny dreszcz przeszedł całe moje ciało wzdłuż i wszerz, doprowadzając mnie niemalże do nerwowych drgawek. Otrząsnęłam się z pierwszego szoku i ponownie, acz niepewnie, przystawiłam twarz do drzwi. Nerwowe stawianie kroków, niezrozumiałe krzyki, przekleństwa – to wszystko, co udało mi się usłyszeć. I wreszcie, coś, co dało mi dużo do myślenia – „Dzwońcie po pogotowie!” Przeraziłam się, narząd pompujący krew znów przyspieszył, nogi zrobiły się miękkie jak z waty. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego pomieszczenia i sprawdzić, co tam się stało, kto tam jest, kto strzelał, dlaczego wzywano ambulans… Nie mogłam opanować swych emocji, odczuwałam wewnętrzny niepokój, strach i zdenerwowanie. Rozejrzałam się po lokum, w którym spędziłam ostatnie godziny swojej wegetacji; niestety nie było w nim żadnej rzeczy, dzięki której mogłabym rozciąć taśmę oplatającą, w dalszym ciągu, moje kończyny. Oparłam się zrezygnowana na fotelu i zaczęłam nerwowo tupać nogami o podłogę, zastanawiając się, co jeszcze mogłabym zrobić, żeby jak najszybciej się stąd wydostać. Niestety, bezskutecznie. Nie wiem, ile czasu minęło, ale ani nic nie wymyśliłam, ani też nikt do mnie nie przyszedł, a jedyne, co dotarło do moich uszu, to przeraźliwy dźwięk nadjeżdżającego pogotowia i bodajże policji. W mojej głowie krążyły przeróżne myśli, zwłaszcza te niedobre i pesymistyczne, ale czy można myśleć o przyjemnych rzeczach, kiedy doświadcza się na własnej skórze istnego horroru wyssanego z jakiejś książki kryminalnej? Czułam się wręcz, jak w tym popularnym magazynie „997” albo w „W-11.”
Długo nie trwało, a karetka pogotowia ponownie zawyła i odjechała na sygnale, a to oznaczało, że tutaj musiało się stać coś poważnego. Tylko co? Mój niepokój wewnętrzny wzrastał, dlatego ostatkiem sił zaczęłam kopać nogami w drzwi, a w odpowiedzi usłyszałam nasilające się nawoływanie mojego imienia. Czym prędzej odsunęłam się odrobinę do tyłu, żeby nie dostać w głowę i czekałam na ewentualne zbawienie. Po chwili zazgrzytał zamek w drzwiach, klamka zniżała się do maksimum, i po kilku sekundach z panującego półmroku wyłoniła się postać Zbyszka! Zamurowało mnie, bo niby skąd on się tu wziął? Skąd wiedział, gdzie ja jestem, skoro Daras w rozmowie telefonicznej nie podał mu adresu? Nie miałam zielonego pojęcia, nie potrafiłam tego sobie wytłumaczyć, ale mimo wszystko ucieszyłam się na jego widok, chyba jak nigdy dotąd; ucieszyłam się, że to właśnie on wyłonił się z tego ciemnego korytarza, a nie mój były, czy któryś z jego goryli.
- Madziu, Kochanie! Nic Ci nie jest? – nie tracił czasu i w szybkim tempie padł przede mną na kolana, otulając mnie mocno swoimi ramionami. W tym momencie, przez te kilkadziesiąt sekund, pierwszy raz od długiego czasu, poczułam się naprawdę bezpieczna. – Nie chcę robić Ci krzywdy, ale będę musiał, żeby zdjąć Ci tę taśmę z ust. Wytrzymasz? – zapytał z troską, przerywając uścisk. Skinęłam na potwierdzenie i zmrużyłam ochronnie oczy, dając mu znak do działania. Zdecydowanym i energicznym ruchem zerwał ze mnie ten klejący się materiał, dzięki czemu mogłam wreszcie swobodnie ruszać buzią i rozmawiać.
- Jak dobrze, że jesteś! – wyszeptałam.
- Mocno bolało? – zapytał ponownie, gładząc dłonią moje spierzchnięte wargi.
- Tylko trochę. Zibi, powiedz mi, co tu się do cholery dzieje? Jak tu się znalazłeś?
- Wszystko opowiem Ci na spokojnie w domu, teraz mamy coś ważniejszego do zrobienia. – wyjął z kieszeni dżinsów scyzoryk i szybkimi ruchami pozbawiał mnie sznurków oraz pozostałości taśmy.
- Ale co się stało? Co to była za strzelanina? I po kogo przyjechało pogotowie? – dopytywałam zawzięcie, rozmasowując obolałe nadgarstki.
- Wiesz, gdzie jest Wiktoria? Bo on ją porwał, prawda?
- Tak, wiem. Jest tuż obok, za ścianą i pewnie tam umiera ze strachu.
- Zaraz ją uwolnimy. – ucałował spokojnie moje czoło i wplótł swoje długie palce pomiędzy moje, ruszając następnie w kierunku wyjścia. Musieliśmy wrócić się do „pokoju” Dariusza, by znaleźć klucz pasujący do drzwi, za którymi znajdowała się moja mała, bezbronna siostra. Dopiero kiedy weszliśmy do oświetlonego pomieszczenia spostrzegłam dwie czerwone szramy na twarzy siatkarza i draśnięte przedramię.
- Boże, Zbyszku, co się stało? – krzyknęłam z przerażeniem, delikatnie dotykając jego ręki.
- To nic, naprawdę. – uspokajał mnie.
- Jak to nic?! On Ci to zrobił?
- Madziu, to nie jest istotne. Najważniejsze, że Ty jesteś cała i zdrowa.
- Ale to przeze mnie Cię pokaleczył. – spuściłam nisko głowę w zasmuceniu. On jednak szybko uniósł mój podbródek i spojrzał prosto w me oczy.
- Myszko, nic mi nie jest, naprawdę. Nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek, a zwłaszcza ten bydlak, obrażał moją dziewczynę! Zapamiętaj, że ja zawsze, podkreślam – zawsze, będę Cię bronił, nawet jeśli miałbym oddać za Ciebie życie. Rozumiesz? – moje oczy momentalnie zaszkliły się, a kąciki ust delikatnie uniosły ku górze. – A teraz chodź, musimy uwolnić Wiktorię.
Weszliśmy do miejsca, gdzie jakiś czas temu Daras pokazywał mi nagrania Małej. Stanęłam jak wryta, kiedy ujrzałam część podłogi zalanej krwią. Zasłoniłam usta dłonią i nie dowierzałam w to, co widzę.
- Możesz mi powiedzieć, co tu się działo?! Gdzie są wszyscy? – zapytałam łamiącym się głosem.
- Kochanie, obiecuję, że już nikt nie zrobi Ci krzywdy.
- Zabiłeś go?!
- Oszalałaś? Muchy bym nie skrzywdził, a człowieka miałbym zabić? To on się na nas rzucił.
- Na nas? – powtórzyłam, nie rozumiejąc, co do mnie mówi.
- Na mnie i Arka.
- Gdzie on jest?
- Karetka zabrała go do szpitala.
- Co z nim? Gdzie jest?! Proszę, powiedz mi! – krzyczałam zdenerwowana. - Czy ten strzał, który słyszałam… Czy to Arek dostał z kuli? Powiedz, czy to prawda? – z każdym kolejnym słowem czułam, jakbym traciła głos.
-  Niestety tak. Sanitariusze mówili, że to dość głęboka rana i konieczna jest natychmiastowa operacja, dlatego tak szybko przewieźli go do szpitala. – odrzekł z wymalowanym na twarzy przejęciem, z kolei po moim policzku popłynęły kolejne słone krople. – Nie płacz, Kochanie, wszystko będzie dobrze. Arek jest silny, wyjdzie z tego! – przytulił mnie najczulej jak tylko potrafił, opierając swoją brodę na czubku mojego czerepu.
- A gdzie jest Darek? Kaśka? Te wszystkie karki?
- Możesz być spokojna, policja ich zgarnęła. Postawili mu zarzut porwania nieletniej, wyłudzania pieniędzy i prania brudnych interesów. Tylko jeszcze będziesz musiała stawić się na komisariacie, bo chcą Cię przesłuchać w roli świadka, ale to ze spokojem. Zostawiłem im swój numer telefonu, będą dzwonić w najbliższych dniach. Potaknęłam głową na znak zrozumienia.
Zbyszek nie mógł znaleźć żadnego klucza, a to, że dostał się do mojej celi było chyba naprawdę wielkim cudem, za który mogłam dziękować Bogu. Przeszukał wzrokiem najbliższe metry i jedyną rzeczą, którą mógłby coś zdziałać był metrowy, metalowy łom. Podeszliśmy pod drzwi, za którymi znajdowała się Wiki i zaczęliśmy wołać do niej, by odsunęła się na bezpieczną odległość. Niestety, mocne uderzenia prętem w zamek były bezskuteczne. Chciał iść szukać czegoś innego, ale nakazałam mu spróbować jeszcze kilka razy – tym razem podziałało.
- Lenka! – zawołała przez łzy mała, przestraszona blondynka, po czym automatycznie znalazła się w moich ramionach, szlochając z przejęcia.
- Już dobrze, jestem przy Tobie. – uspokajałam ją, głaszcząc po główce i pleckach, choć tak naprawdę jeszcze chwilę temu sama byłam kłębkiem nerwów i sama potrzebowałam wsparcia.
- Chcę do mamy.
- Nie płacz, jesteś już bezpieczna. Nikt Ci już nie zrobi żadnej krzywdy, nie pozwolimy na to.
- Oni mi nic nie zrobili, tylko ja się tak mocno bałam. – znów zaniosła się rzewnym płaczem, dygocząc z przerażenia.
- Csi… Już…
- Madziu, daj mi ją. – Zbyszek włączył się do rozmowy i położył dłoń na mym ramieniu. – Wynośmy się stąd, dziewczyny, i to jak najszybciej. – oznajmił, po czym wziął na ręce zmęczoną tym wszystkim Wiktorię i we trójkę opuściliśmy mury starego budynku, który miał uchodzić za najlepszy, nowy klub w mieście…

*

Moja młodsza siostrzyczka spała już od dwóch godzin w mym mieszkaniu i właśnie poprawiałam jej kołderkę, żeby nie było jej zimno. Wcześniej jednak zadzwoniłam do mamy, wyjaśniłam całą sytuację i zapewniłam, że Wice już nic nie grozi. Rodzicielka była tak zdesperowana, że była gotowa wsiąść w auto i natychmiast przyjechać do Poznania, byleby tylko zobaczyć swoją najmniejszą pociechę, ale kategorycznie jej tego zabroniłam; nie zgodziłam się na to, by zmęczona i zdenerwowana tłukła się po nocy, narażając się na niebezpieczeństwo. Zdecydowaliśmy, że nazajutrz odwiedziemy Małą do Konina, na co mama przytaknęła…
Nigdy nie wybaczę temu bydlakowi tego, że naraził moją siostrę na przeżywanie zgrozy i horrorów w tak młodym wieku. Wyobrażam sobie, jak ona musiała się czuć, jak bardzo musiała się bać, jak bardzo to wszystko przeżywała i płakała, nie wiedząc, co się z nią stanie za chwilę. Niewątpliwie odbije się to na jej psychice i konieczna będzie wizyta u psychologa, ale wiem, że Wiki ma silny charakter i poradzi sobie z tym. Mnie z kolei, prawdopodobnie, będzie czekać jeszcze męczące jeżdżenie po komisariatach i być może wezwanie na  rozprawę sądową; ale mimo wszystko, już teraz cieszyłam się, że ten gnojek w końcu znalazł swoje miejsce przeznaczenia i nie będzie już zagrażał ani mi, ani mojej rodzinie…
Wykąpałam się, zmywając ze swojego poobijanego ciała, wszelkie brudy tych kilku dni; dni, które już na zawsze pozostaną w mej pamięci, jako te, o których chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Niestety, zawsze te gorsze wspomnienia osadzają się na dnie naszych serc i nieustannie, co jakiś czas, o sobie przypominają. Owinęłam się szlafrokiem i wyszłam z łazienki, pozostawiając za sobą powiew waniliowego żelu pod prysznic. Zbyszek czekał na mnie w kuchni, z ustawionymi na stole, dwoma kubkami gorącej czekolady. Podeszłam bliżej niego i usadowiłam się wygodnie na jego kolanach, przytulając się do jego ciała. To niesamowite uczucie, kiedy znajdujesz się w objęciach swojego mężczyzny i czujesz, że chowasz się właśnie w najbezpieczniejszym azylu na świecie, w którym nikt i nic nie jest w stanie Ci zagrozić...  
- Zibi? – zapytałam niepewnie, gładząc jego zranione i opatrzone przedramię.
- Hm? – mruknął, chowając głowę w zagłębieniu mojego obojczyka.
- To powiesz mi w końcu, jak to było? Jakim cudem wiedziałeś, gdzie jestem?
- Dobrze, opowiem Ci wszystko… Chciałem zrobić niespodziankę i odwiedzić Cię z zaskoczenia, tak jak lubisz, dlatego wsiadłem w samochód i przyjechałem do Poznania; dobijałem się do mieszkania, ale nikogo nie zastałem, co wydawało mi się wręcz dziwne. Czekałem pod drzwiami dobre dwie godziny, aż w końcu przyszła w odwiedziny Maja z Blanką i również się zakłopotała tym, że tak długo Ciebie nie ma. Otworzyła drzwi, bo szczęśliwym zbiegiem okoliczności miała przy sobie klucz od Waszego mieszkania, weszliśmy do środka; wielokrotnie próbowaliśmy się do Ciebie dodzwonić, ale wciąż słyszeliśmy ten sam komunikat, informujący o wyłączonym telefonie abonenta. Nie wiedzieliśmy, co robić, aż do czasu, kiedy podczas nerwowego krążenia po korytarzu, natknąłem się na jakieś porozrzucane karteczki wokół stolika. Sięgnąłem po nie i poddałem wnikliwej analizie to, co zostało na nich zapisane.
- A co tam było?
- Adres - zapisany koślawymi, stawianymi w pośpiechu i zdenerwowaniu literami. Nie podobało mi się to, tym bardziej, że ta cała Wasza współlokatorka Kaśka też nie wracała do domu.
- No, ale skąd się tam wziął Arek?
- Coś mnie podkusiło i zdecydowałem, że pojadę pod wskazany adres, bo czułem, że tam dzieje się coś złego. Międzyczasie zadzwonił on, Dariusz. Z początku myślałem, że ktoś robi sobie jakieś jaja, ale z każdą kolejną wypowiadaną przez niego groźbą, zmieniłem zdanie i uwierzyłem. Zażądał niemałego okupu i zaznaczył, że jeszcze będzie dzwonił do mnie w tej sprawie, ale ani mi się śniło mu cokolwiek płacić! Byłem wtedy pewien na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, że ten adres na kartce jest dla mnie wskazówką w całym akcie poszukiwań. Tym bardziej, że kiedy byłem już w trasie do Poznania, dzwoniłem do Ciebie, żeby podpytać, jakie masz plany na wieczór, czy czegoś Ci nie potrzeba i takie tam, bylebyś tylko nie wyłapała, że przyjadę.
- Ale przecież… Przecież ja nie rozmawiałam z Tobą tamtego dnia!-  odparłam zakłopotana.
- Wiem, bo to Kaśka odebrała i twierdziła, że wyszłaś z mieszkania, nie zabierając ze sobą telefonu.
- No, co za zołza! Jednak dobrze mi się wtedy wydawało, że dzwonił mój telefon! Ta wówczas wpierała mi, że to jej!
- Byłaś wtedy w domu?
 - No jasne, że byłam. Co prawda w łazience, ale byłam!
- No to chyba wiemy, kto maczał w tym palce…
- I co było dalej?
- Chciałem gnoja przechytrzyć, ale z drugiej strony wiedziałem, że sam sobie nie poradzę z nim i jego ekipą, dlatego postanowiłem prosić o pomoc właśnie Rosika. W sumie to nie wiem czemu, ale to właśnie jego numer wybrałem jako pierwszy po otwarciu listy kontaktów w komórce… Wiem, że wtedy, kiedy leżałaś w szpitalu i wybudziłaś się ze śpiączki, naskoczyłem na niego i zadarłem z nim koty… Ale może właśnie dlatego, że jest detektywem, nakłaniało mnie, by prosić go o pomoc w odnalezieniu Ciebie – mojej ukochanej Magdy. Sam już nie wiem… Najważniejsze, że mi nie odmówił.
- I co było potem?
- Nie załatwiliśmy kasy, pojechaliśmy w ciemno, oczywiście informując wcześniej policję o naszych zamiarach, a także prosząc o wsparcie z ich strony. I kiedy Daro dzwonił do mnie ponownie, byliśmy już przed budynkiem i tylko czekaliśmy na właściwy moment, żeby uderzyć i zaatakować.
- I wtedy postrzelił Arka…?
- Szarpałem się z Darasem, by oddał mi pistolet; wykorzystał chwilę mojej dekoncentracji i pchnął na ziemię, a po chwili wymierzał pistoletem w moją stronę. I kiedy już widziałem, że pociąga za spust, czułem, że nigdy więcej się nie zobaczymy, że to koniec mojego życia; ale właśnie wtedy, w ostatniej chwili Arek rzucił się, zasłaniając mnie swoim ciałem… Resztę wydarzeń już znasz… - zakończył łagodnie, aczkolwiek ze smutkiem w głosie. – To ja powinienem teraz leżeć w szpitalu na OIOMie, nie on.
- Zbyszku, nie obwiniaj się, przecież to nie Twoja wina; zresztą sam mówiłeś, że on z tego wyjdzie. – starałam się pocieszyć siatkarza, ale chyba nie za bardzo mi to wychodziło.
- Dzwoniłem do szpitala, kiedy brałaś prysznic, jego stan nadal jest ciężki, ale stabilny.
- Zobaczysz, że jeszcze będziesz miał okazję mu podziękować. – przytuliłam się do niego najmocniej, jak tylko potrafiłam i właśnie w tym momencie zrobiło mi się niedobrze. Przed oczami miałam istną karuzelę, a gorączka wręcz automatycznie rozpaliła całe moje ciało, powodując tym samym naprzemienne ciepłe i zimne dreszcze. Nagle poczułam, jakby ktoś wbijał mi wielką szpilę w brzuch, która doprowadziła mnie do silnego bólu; bólu, którego nie da się porównać do niczego innego.
- Madziu, co się dzieje? – pytał zdesperowany Bartman, trzymając moje wijące się ciało.
- Nie wiem. – odpowiedziałam przez łzy. – Strasznie boli.

***

Tadammm, zagadka rozwiązana. No, prawie.
Wiecie, co? Im bliżej zakończenia tego opowiadania, tym trudniej i ciężej jest mi je pisać. Dlaczego? Sama nie wiem. Może zupełnie „nieświadomie” chcę opóźnić to „rozstanie” z moimi bohaterami? Może… Tak więc został jeszcze jeden, ten ostatni, który pojawi się 6 stycznia. Wtedy to ruszymy też z bezpowrotnymi.
Generalnie przechodzę kryzys i nie wiem jak to wszystko się skończy…

Ściskam, Patex. ;*


13.11.2013

Rozdział 38.



Tkwiłam w moim nowym miejscu przeznaczenia, trzęsłam się jak osika – sama nie wiem, czy bardziej z nerwów, czy z zimna; pojedyncze łzy spływały po moich policzkach, rozcięta warga nadal krwawiła, a w głowie kłębiły się setki myśli. Boże, jaka ja byłam naiwna, że tak łatwo dałam się podejść! Nie sądziłam, że Kaśka i Darek są w stanie odwalić takie świństwo. Myślałam, że już nigdy więcej nie będę miała z nim nic wspólnego, że uwolniłam się od niego raz na zawsze. Myślałam… I teraz, kiedy wszystko zaczęło się powoli układać, kiedy moje życie znów nabrało barw, kiedy byłam szczęśliwa, on musiał się nagle pojawić i wywrócić do góry nogami mój poukładany świat. A Kaśka? Jak bardzo się myliłam co do niej… Teraz już wszystko rozumiem, to niby przypadkowe spotkanie w pociągu, nasze wspólne mieszkanie, ta cała tajemniczość, częste wyjścia i powroty późną nocą… Wszystko zaczyna się układać w jedną, logiczną całość, której ja nie mogę niestety pojąć… Cholera, gdybym wiedziała, że to jest ustawione, nigdy w życiu nie zaproponowałabym jej wynajmowania pokoju w naszym mieszkanku… Gdyby tylko można było cofnąć czas… Niestety, jest już za późno na cokolwiek… Teraz już wiem, skąd Dariusz miał tyle moich zdjęć – miał bardzo dobrego informatora, miał wiadomości z pierwszej ręki, bo któż nie wiedziałby lepiej tego, co się w moim życiu dzieje, jak nie Katarzyna? Nieźle sobie to wszystko wymyślili, naprawdę.
Cały czas myślałam, co mam zrobić i jak się zachować, żeby odzyskać Wiktorię. Nie posiadam takiej kwoty, ba!, rodzice z Sandrą i Przemkiem również nie… Jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc, jest w tym momencie Zbyszek, bo tylko on dysponuje takimi pieniędzmi, ale w jaki sposób mam się z nim skontaktować? Chryste, co ja mam robić? Jaki mam wymyślić plan, żeby okazał się być skutecznym? Boję się o moją małą siostrzyczkę; boję się, że coś jej się stanie, że te dryblasy zrobią jej krzywdę. Nie wybaczę sobie, jeśli oni z mojej winy wyrządzą jej jakąkolwiek szkodę, bo zatłukę ich jak psa! I w ogóle, dlaczego Daras zamieszał w to wszystko niewinne dziecko?! Dlaczego funduje jej w tak młodym wieku takie ekscesy i horrory? Czy on nie ma serca?! Czy nie ma w nim żadnych ludzkich odruchów, żadnych uczuć? Wiem jedno – ona cierpi i to przeze mnie. Nie wspominając już o rodzicach, którzy pewnie odchodzą od zmysłów i wyrywają sobie ostatnie włosy z głowy, zastanawiając się, gdzie przepadła ich najmłodsza latorośl. A może Daro blefował? Może wcale jej nie porwał, tylko sfingował tę całą sytuację tylko po to, żeby zdobyć potrzebny chajs? Cholera jasna, nie wiem, nic już nie wiem! Mam w głowie totalny mętlik, niczego już nie jestem pewna, bo teraz w każdym ich ruchu i słowie odnajduję drugi, ukryty aspekt; szukam drugiego dna i haczyka, na który rzekomo miałabym się nabrać.
Spojrzałam na zegarek, dochodziła siódma rano. Nie zmrużyłam tej nocy oka nawet na pięć minut. Bałam się o siebie, bałam się o Wikę, bałam się o nas wszystkich. Leżałam skulona na zimnym materacu, zmarznięta i obolała, a światła dostarczał mi blask ulicznej lampy, wpadający przez szczelinę niewielkiego, piwnicznego okienka. Otaczała mnie głucha cisza. Do czasu. W pewnej chwili usłyszałam płacz. Machinalnie podniosłam się z podłogi, podeszłam do jednej ze ścian i nasłuchiwałam dźwięku. Ktoś ewidentnie płakał i to na pewno nie była Kaśka. Przenajświętszy Jezu! To Wiktoria! A jednak ten drań ją porwał! Sukinkot nie chciał powiedzieć prawdy, że ona tu jest! Czy się uspokoiłam? Wręcz przeciwnie – zdenerwowałam się jeszcze bardziej mając świadomość tego, że moja siostra jest uwięziona za ścianą, a ja nijak nie mogę się z nią porozumieć. Długo nad ewentualnym planem nie mogłam pomyśleć, bo jeden z przypakowanych kolesi zawitał niespodziewanie do mnie, ledwo co zdążyłam wrócić na swoje twarde siedzisko.
- Wstawaj! Daro chce Cię widzieć.
- A ja chcę się widzieć z Wiktorią!
- A skąd Ci ją wyczaruję?
- Wiem, że tu jest.
- Gówno wiesz! – odrzekł podniesionym tonem.
- Nie oszukuj mnie. Nie masz serca, czy jak? Nigdy nie martwiłeś się o kogoś w swoim życiu? Zawsze byłeś taki pewny siebie, grając kozaka jakich można wiązać na pęczki?!
- Nie dbam o to.
- Chłopie, nie rób ze mnie wała, bo doskonale słyszałam, i to na dodatek przed chwilą, jak mała płacze za tą ścianą!
- Pewnie Ci się zdawało, albo jakieś koty się goniły za oknem. Nikogo więcej tu nie ma oprócz nas. – podeszłam bliżej szerokokarcznego i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Jak długo jeszcze zamierzasz rżnąć przede mną głupa? Myślisz, że ja jestem niedorozwinięta i nie rozpoznaję głosu rodzonej siostry? Kogo Ty chcesz zrobić w konia?! Chcę się z nią widzieć. Teraz! Zaraz! – uniosłam się, spoglądając złowrogo na mężczyznę, wprowadzając go jednocześnie w niemałe zakłopotanie.
- Dobra, wygrałaś! Mam już dosyć użerania się z Wami!
- Daj mi tylko minutkę. Zobaczę ją, przytulę i to wszystko. Chcę, żeby wiedziała, że tu jestem. To ją uspokoi.
- Wali mnie to, co chcesz z nią robić. Wedle mnie, to możecie się nawet kochać, a i tak nie zrobi to na mnie wrażenia. – odpowiedział stanowczo, perfidnie kręcąc mi przed nosem pękiem kluczy. Chwycił za nadgarstek, pociągnął mnie za sobą i wprowadził mnie do lochu obok, gdzie więzili mojego Robaczka.
- Lena! – krzyknęła rozpaczliwie Wika na mój widok. Padłyśmy sobie w ramiona, nie mogąc nacieszyć się swoją obecnością, ponieważ nasze bezpieczeństwo ciągle wisiało na jednym włosku. – Lenka, przyszłaś mnie uratować?
- Kochanie, bardzo bym chciała Cię uratować, ale niestety nie jestem w stanie.
- Dlaczego?
- Bo ja również jestem uwięziona.
- Ale jak to?!
- Długa historia, opowiem Ci jak wrócimy do domku.
- A wrócimy? – zapytała z nutką zawahania i łzami w oczach.
- Obiecuję Ci, że już niedługo ten koszmar się skończy.
- Ale co się dzieje?
- Nie mogę Ci teraz powiedzieć.
- Ja chcę do mamy. – wyszeptała i machinalnie przytuliła się do mojego ciała, rzewnie szlochając.
- Jeszcze troszkę, Skarbeńku, i zobaczysz się ze wszystkimi: z mamą, z tatą, z Sandrą i Przemkiem, z babcią, z koleżankami… - wymieniałam powoli, żeby pomyślała o przyjemnych rzeczach i choć na chwilę poczuła się bezpiecznie. – Zabiorę Cię stąd.
- Ej, ladacznico! Twój czas się skończył! – odezwał się nieprzyjemnym tonem głosu gbur.
- Wikuś, muszę już iść. Nie bój się, jestem tu razem z Tobą i przysięgam, że po Ciebie wrócę! – otuliłam ją ramieniem ostatni raz, ucałowałam w czoło i wyszłam, bo dresiarz nie dałby mi spokoju.
Popędzał mnie, bym szybciej szła do „gabinetu” Dariusza, bo wtedy to on będzie miał problemy, że nie przyprowadził mnie na czas.
- Wyspałaś się, Koteczku? – zadrwił, kiedy po chwili znalazłam się za drzwiami sam na sam z moim byłym.
- Bardzo. – odpowiedziałam z ironią, bo przecież w gruncie rzeczy, nie zmrużyłam w ogóle oka.
- To dobrze, cieszę się… - wstał z fotela i zbliżył się do mnie na niebezpiecznie bliską odległość. - Nadal masz jakieś wątpliwości, co do tego, że Twoja siostrzyczka jest bliżej Ciebie niż myślałaś? – zapytał, pochylając się nade mną.
- Wypuść ją, Ty podła świnio!
- A załatwiłaś kasę?
- A niby jakim cudem?! – krzyknęłam. – Przecież zabraliście mi telefon, a ja nie mam nadprzyrodzonych zdolności, żeby komunikować się ze światem!
- Załatwmy to polubownie.
- Czyli jak?!
- Kasiu?! – otworzył drzwi i zawołał dziewczynę, która w mgnieniu oka znalazła się obok niego.
- Tak?
- Przynieś mi telefon naszej zakładniczki. Muszę gdzieś zadzwonić. – oznajmił spokojnie, nie ukrywając ogromnej dumy, jaka emanowała z niego co najmniej na kilometr. Kaśka kiwnęła tylko głową na potwierdzenie i oddaliła się, by zrealizować polecenie.
- Nawet nie próbuj tego robić. – wycedziłam przez zęby, chcąc następnie rzucić się na niego w celu zabrania komórki. Niestety. Nic z tego. Szerokokarczni złapali mnie pod boki i usadzili na obrotowym fotelu, uniemożliwiając mi ucieczkę.
- Lenuś, nieładnie jest sprzeciwiać się Dareczkowi. – uniósł palcami mój podbródek do góry i popatrzył prosto w oczy. Nie wahałam się ani sekundy dłużej i korzystając z nadarzającej się okazji, splunęłam mu prosto w twarz. – Widzę, że nie chcesz ze mną współpracować.
- A kto chciałaby z Tobą współpracować?!
- Wiesz, że pogorszyłaś tym swoją sytuację? – otarł resztki mojego DNA z czoła i obmyślał przez chwilę kolejny plan. - Dobrze, sama tego chciałaś. Gruby, Skiba – zwiążcie ją, tylko tak porządnie.
- Pogłupiałeś do reszty, Darek! – krzyknęłam.
- Się robi szefie. – odparł jeden z nich, a już po chwili we dwoje obwiązywali moje kończyny brązowym sznurkiem.
Szarpałam się, by utrudnić im wykonywanie zadanie, chciałam nawet pogryźć ich ręce zębami, ale niestety. Byli ode mnie silniejsi. I kiedy byłam już totalnie obezwładniona, główny sprawca tego całego zamieszania, chwycił mój telefon i zaczął wykonywać połączenie. Tak jak przypuszczałam, do Zbyszka. Skąd wiedziałam? Usłyszałam cicho grającą melodię, którą Zibi ma ustawioną na sygnał oczekiwania.
- Ostrzegam Cię, bądź cicho. – pogroził mi palcem przed nosem. – Inaczej źle się to dla Ciebie skończy, Kochanie.
- Nigdy nie byłam Twoim Kochaniem!
- Przymknij się, ulicznico! – podniósł głos, ale chwilę później uspokoił swe emocje, by podjąć rozmowę z Bartmanem. - Bardzo mi przykro, ale to nie Madzia… Ja?! Ja jestem duchem z przeszłości… Mieliśmy rachunki do wyrównania… Nie, nie będę Ci się tłumaczył! Posłuchaj mnie, siatkarzyku z Bożej łaski, jeśli chcesz zobaczyć żywą Lenę i jej siostrę, radzę Ci przygotować hajs… Trzydzieści tysięcy... Euro…
- Jakie trzydzieści?! Mi mówiłeś coś innego!
- Teraz mam dwie zakładniczki, więc i kwota się podwoiła. – uśmiechnął się półgębkiem.
- On kłamie, Zbyszek, nie słuchaj go! – krzyknęłam ile tylko miałam sił w płucach, by mój wybawiciel usłyszał.
- Miałaś się nie odzywać, szmato! – podszedł zdenerwowany i z całej złości uderzył mnie w twarz. – Jeszcze raz będziesz mi nieposłuszna, a pożałujesz, że się w ogóle urodziłaś!
- Wolę umrzeć, niż patrzeć na Twoją parszywą gębę. – odrzekłam, a on spojrzał na mnie piorunująco i gestem dłoni kazał Grubemu użyć, leżącej na półce taśmy, by zakleić mi usta. Zrobił to, oczywiście, a ja próbowałam wydobyć z siebie ostatnie dźwięki, ponownie bezskutecznie.
- Szanowny Panie Batmanie w czarnym szlafroku i obcisłych gaciach, powtarzam: trzydzieści kawałków euro… Zadzwonię wieczorem i dam Ci kolejne wskazówki… - zakończył rozmowę naciskając czerwony przycisk i rzucił moją komórkę na blat stołu, po czym odwrócił się do mnie i rzucił bazyliszkowe spojrzenie. – A z Tobą się jeszcze policzę, Ty mała, wredna flądro!
- Co mamy z nią zrobić? – zapytał Skiba, opychając się nad moją głową fast-foodami.
- Jedźcie z nią tam, gdzie była do tej pory. – obruszył się i wyszedł.
Przewieźli mnie na krześle do mojej super celi i pozostawili sobie samej. Zabijałam się myślami. Zastanawiałam się nad tym, co jeszcze knuje Daras,  do czego jest jeszcze zdolny... Zastanawiałam się, jak się teraz czuje Wiktoria… Zastanawiałam się, co teraz zrobi Zbyszek, bo tego, że mi pomoże byłam pewna; bałam się tylko o to, by nie stała mu się żadna krzywda, bo tego bym sobie nie wybaczyła…
Przesiedziałam kilka godzin w jednej pozycji, aż już powoli odczuwałam boleści kręgosłupa, ale nie miałam żadnej swobody ruchów i musiałam się męczyć. Po pewnym czasie przyszła do mnie Katarzyna, łaskawie dała mi suchą bułkę i szklankę zimnej wody. Oczywiście nie pozwoliła mi własnoręcznie zjeść, tylko mnie karmiła jak małe dziecko, żebym czasami nie uciekła… Pomimo wielu prób nawiązania dialogu, nie chciała ze mną rozmawiać, nie wykazywała żadnych chęci. Zachowywała się jak typowa służbistka, której płaci się za wykonywanie poleceń i tłamszenie ludzi z błotem. Prosiłam, by nie zaklejała mi ust tą lepką folią, bo mimo wszystko, to naprawdę boli, ale była nieugięta. Kiedy wychodziła, rzuciła tylko beznamiętne „przepraszam, Lena” i zostawiła mnie samą w czterech zimnych, ciemnych ścianach. I co ona sobie teraz myśli? Że ja tak łatwo jej wybaczę to, co zrobiła?  Że podaruję jej to całe śledzenie mnie, donoszenie informacji Darasowi i robienie zdjęć? Nigdy w życiu! Ja jestem pamiętliwą osobą i jeśli ktoś wyrządzi mi albo mojej rodzinie jakąś krzywdę, na długo zapada mi to w głowie. Czy jej się odwdzięczę? Zapewne nie. Moja babcia zawsze powtarza jak mantrę: „jeśli ktoś jest głupi i postępuje nierozsądnie, to Ty bądź mądrzejsza i nie odpłacaj się tym samym; pokaż, że masz więcej oleju w głowie”- i ja jakoś trzymam się tej zasady.
Długo jeszcze rozmyślałam o ostatnich słowach tego bydlaka; o tym, co działo się minionego ranka i nadal nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę… Nawet nie wiem, czy Daro dzwonił ponownie do Zbyszka; nie wiem, co robiła Wiktoria i nie wiem, która była godzina, bo byłam już tym wszystkim zmęczona i nawet sama nie wiem, kiedy moja głowa stała się ociężała i opadła bezwiednie na ramię. Obudził mnie przeraźliwy hałas dochodzący zza drzwi, aż normalnie podskoczyłam ze strachu na fotelu. Nastawiłam uważnie uszy, ktoś się kłócił… I to nie był ani ten palant, ani jego ludzie. Tam był ktoś jeszcze. Z wielkimi trudnościami przejechałam meblem pod wejście, by móc dowiedzieć się czegoś więcej. Kiedy przyłożyłam głowę do metalowych drzwi, nagle usłyszałam strzał. I nastała cisza.

 *** 

Jest mi wstyd, ogromnie wstyd. Przepraszam, że musiałyście czekać tak długo na nowy rozdział, ale ostatnimi czasy ciężko jest mi się zabrać za cokolwiek. Proszę mi wydłużyć dobę!

Ściskam, Patka. :*

30.09.2013

Rozdział 37.



Nie wierzyłam własnym oczom, że to się dzieje naprawdę. Stałam dłuższą chwilę w bezruchu i nie wiedziałam, co powiedzieć; nie wiedziałam, co zrobić – zostać, czy uciekać? Stał przede mną we własnej osobie - pewny siebie, z szyderczym uśmiechem przyklejonym na twarzy. Mierzyliśmy się przez jakiś czas wzrokiem, wzrokiem, od którego biła wrogość, nienawiść i żal.
- Zobaczyłaś widmo? – podszedł do mnie i spojrzał dumnie.
- Tak prawie.
- Och, jakże mi przykro.
- A więc to jest ten nowy klub imprezowy, Kasiu, tak? – zwróciłam się do dziewczyny. - Nieźle to sobie wykombinowaliście. – Swoją drogą, nigdy w życiu nie przeszłoby mi przez myśl, że ona mogłaby wywinąć mi taki numer! A uważałam ją za naprawdę fajną kumpelę. Jak bardzo się myliłam…
- Magda, Magda… Nic się nie zmieniłaś. Gdybyś była odrobinę mądrzejsza i spostrzegawcza, domyśliłabyś się, co się dzieje. Trzeba myśleć głową, a nie tylko dupą. – zripostował Darek w imieniu Kaśki, jakby ta zapomniała nagle języka w gębie.
- Przepraszam, a kto według Ciebie myśli dupą?
- No przecież nie ja. To Ty weszłaś temu Bartmanowi do łóżka tylko po to, żeby się ustawić i  mieć kasy jak lodu.
- Jak śmiesz coś takiego w ogóle mówić?! Pogrzało Cię już do reszty?! – zirytowałam się, chcąc wymierzyć temu frajerowi zasłużonego gonga. Niestety, byłam zbyt słaba, by się z nim równać. Odepchnął mnie z podwojoną siłą, aż odbiłam się o twarde jak kamień brzuchy dwóch wyrośniętych, przypakowanych karków.
- Myślisz, że ktoś Ci uwierzy w tę bajeczkę, że zakochałaś się, i to z wzajemnością!, w tym siatkarzyku? Pfff… głupich ludzi szukasz chyba.
- Nikogo nie szukam, bo nikomu nie muszę niczego udowadniać, a w ogóle, to gówno powinno Cię obchodzić moje życie prywatne. Miałeś swoją szansę i jej nie wykorzystałeś, więc teraz ode mnie wara! - wysyczałam przez zęby, nie szczędząc „serdeczności.”
- Mówiłem Ci już kiedyś, że jesteś piękna, gdy się złościsz? – powiedział opanowanym tonem zupełnie nie na temat.
- Wiele rzeczy mi mówiłeś, wiele rzeczy obiecywałeś, a jak zwykle nic z tego nie wyszło.
- Zbyt wiele ode mnie wymagałaś.
- Człowieku, czy Ty słyszysz, co Ty mówisz? Zdradziłeś mnie, prawie na moich oczach, a teraz będziesz się wypierał wszystkiego i jeszcze masz czelność powiedzieć, że ja miałam wygórowane wymagania?
- Nie wymyślaj. Ubzdurałaś sobie coś w tej swojej głupiej głowie i myślisz, że ktoś Ci w to uwierzy?
- Prędzej uwierzą mi, niż Tobie. Jesteś śmieciem, zwykłym śmieciem.
- Hola, hola, Laleczko, ostrożnie dobieraj słowa.
- Darek, do jasnej cholery, powiesz mi w końcu, o co tutaj chodzi?!
- Zaraz się dowiesz, siadaj.
- Nie mam czasu, ani ochoty na jakieś pogawędki, a już tym bardziej z Tobą.
- Aleś się zrobiła niecierpliwa, nie poznaję Cię… Po co te nerwy, Kwiatuszku? – wyciągnął rękę, by musnąć mój policzek.
- Po pierwsze: nie dotykaj mnie. – w porę chwyciłam jego dłoń i uniknęłam bliższej styczności. – Po drugie: nie mów tak do mnie.
- A po trzecie? – zapytał kpiąco.
- Po trzecie: odczep się ode mnie raz na zawsze i daj mi święty spokój!
- To nie będzie takie proste, Maleńka.
- Niby dlaczego?
- Jesteś mi potrzebna.
- Co mam zrobić? Wyprać Ci skarpetki, czy uprasować koszulę? A może umyć auto i posprzątać w garażu? Dobre czasy się skończyły, nie jestem Twoją służącą!
- Nieładnie. Nieładnie się zachowujesz, Skarbie.
- Pytam się ostatni raz, czego chcesz?! – fuknęłam ze złością, opierając energicznie ręce na blacie biurka.
- Pamiętasz jak zajmowałem się narkotykami?
- Nie da się tego zapomnieć. – wywróciłam oczami.
- No właśnie, bo widzisz, potrzebuję kasy, żeby spłacić swój dług. Nabrałem towaru od jednego dealera i muszę mu oddać, a nie mam z czego.
- I ja mam Ci w tym pomóc? Chyba upadłeś na głowę. – podniosłam się gwałtownie, chcąc uciec z tego przeklętego miejsca. Niestety kolesie „z ochrony” chwycili mnie w pasie, przerzucili przez ramię i postawili z powrotem przed moim byłym.
- Ten cały siatkarzyk, Bartman, ma na Ciebie zły wpływ, wiesz? – drwił. – Rozpuścił Cię jak dziadowski bicz.
- Jeszcze słowo i pożałujesz.
- No i co mi zrobisz? Uderzysz mnie? – prychnął ze śmiechu i rozsiadł się wygodnie na fotelu, zakładając ręce za głowę.
- Nie dostaniesz ode mnie nawet złotówki.
- Myślę, że jak zaraz Ci coś pokażę, to zmienisz zdanie. – spojrzałam na niego zdezorientowana, a on? On był pewny siebie, jak nigdy dotąd.
Chwycił w rękę pilota, nacisnął jeden z licznych guziczków, po czym na ekranie telewizora znajdującego się w kącie pomieszczenia, zaczęły się pojawiać moje zdjęcia. Zdjęcia zrobione na uczelni, na różnych imprezach, na ulicy, w pracy, z dziewczynami, z Arkiem, no i ze Zbyszkiem…
- Boże… - wydukałam prawie bezgłośnie, trwając w pełnym osłupieniu.
- A nie mówiłem?
- Skąd to masz? Śledzisz mnie?
- Ja, nie. Moi ludzie, owszem.
- Po co Ci to? Chcesz mnie wziąć na litość?
- Jak widzisz, wiem wszystko, co się u Ciebie dzieje. Nic nie umknęło mojej uwadze. Wiem, gdzie i kiedy wychodzisz, o której masz zajęcia, treningi; wiem, kiedy jedziesz do domu do Konina, kiedy spotykasz się z tym, pożal się Boże, atakującym. Jestem jak cień – nigdy się ode mnie nie uwolnisz, ja zawsze będę za Twoimi plecami. – zaśmiał się pod nosem i mrugnął do mnie okiem.
- Nudzi Ci się? Nie masz co robić, tylko prowadzisz monitoring życia innych ludzi?
- Jak się ma takich świetnych informatorów jak Kaśka, to newsy mam dostarczane bez wychodzenia z domu.
- Jesteś chory psychicznie.
- Ja? Chory? Psychicznie? Ależ skąd! Siedzisz przed najbardziej opanowanym i najbardziej normalnym facetem na świecie. – wypiął dumnie pierś i przybrał minę największego cwaniaka we wszechświecie.
- I tu bym polemizowała. Darek, to, co robisz, nie jest normalne.
- Nie dyskutuj ze mną i przestań filozofować! Radzę Ci szykować kasę.
- Po moim trupie. Już Ci powiedziałam, że nie dostaniesz ode mnie ani grosza. Sam się w to gówno wpakowałeś, to teraz sam się z niego wydostań! – wrzasnęłam i energicznie poderwałam się z krzesła, by opuścić to pomieszczenie jak najszybciej. Niestety, znów bezskutecznie.
- Nigdzie nie pójdziesz. – Kaśka złapała mnie za ramię i nagle przyłączyła się do rozmowy.
- Albo mi pomożesz, albo…
- Albo co?! – zapytałam zirytowana.
- Albo to… - znów przycisnął jedno z wypukleń na pilocie, a w telewizorze ukazał się filmik.
Oniemiałam. To była moja siostra, moja mała Wiktoria. Bawiła się z koleżankami na placu zabaw przy szkole, śmiała się, wygłupiała; była taka radosna i wesoła… Teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo za nią tęsknię i jak bardzo mi jej brakuje.
- Chcesz, żeby coś jej się stało?
Zamarłam. Jak Boga kocham, zamarłam. Moje ciało przeszedł dreszcz, nogi stały się miękkie jak z waty, a przez głowę przebiegło momentalnie stado dzikich, czarnych wersji scenariuszy.
- Spróbuj ją dotknąć, a nie ręczę za siebie!
- Będzie kasa, będzie Wika.
- Słucham?! Co to znaczy: „będzie kasa, będzie Wika?!”
- A podobno to kobiety są rozumniejsze od mężczyzn… Jak dasz mi kasę, to ja wtedy dam Ci siostrę, proste.
- Co?! Porwałeś ją?! Gdzie ona jest?!
- W bezpiecznym miejscu. – mruknął, spoglądając na jednego ze swoich współtowarzyszy.
- Ty przebrzydła, podła świnio! – zebrałam wszystką ślinę, jaka tylko wypełniała moją jamę ustną i splunęłam Darasowi prosto w twarz. On tylko delikatnie otarł lepki śluz mojego DNA, zbliżył się do mnie na niebezpiecznie bliską odległość i popatrzył srogo.
- Nigdy. Więcej. Tego. Nie rób. – wyartykułował powoli, a chwilę później wymierzył mi cios prosto w policzek.  
- Popierdoliło Cię już do reszty? – zapytałam, kiedy otrząsnęłam się po tym boksie.
- Uspokój się, dziwko! – krzyknął tak głośno, że aż poczułam siarki na całym ciele.
- Daro, nie tak ostro. – upomniała go stojąca obok Katarzyna.
- Stul pysk, nie Ty tu rządzisz! – zripostował jej ostro.
- Ile. – odezwałam się, bardziej w trybie oznajmującym, niż pytającym, ocierając okrwawioną wargę.
- Piętnaście tysięcy. Euro. – odrzekł stanowczo, a mi aż żołądek podskoczył do gardła. Poczułam, że cała krew odpłynęła mi z twarzy, zabielając każdy milimetr jej powierzchni.
- Nie dysponuję taką kwotą.
- Twój wspaniały chłopak nie daje Ci kieszonkowego?
- Nie bądź śmieszny…
- To Ty nie bądź śmieszna! Życie siostry jest dla Ciebie nic nie warte?
- Powiedz mi, czym Ci zawiniło to małe, bezbronne dziecko? Zrobiła Ci coś kiedyś? – nie odpowiedział. – No właśnie.
- Zamknij się. Musiałem mieć jakąś przynętę.
- Możesz mnie wziąć na zakładniczkę, ale ją zostaw w spokoju! – wykrzyczałam przez łzy.
- Nie ma tak dobrze, to ja tutaj dyktuję warunki, a Ty masz mi być posłuszna.
- A jeśli nie będę?
- To wtedy będziesz mogła pożegnać się raz na zawsze ze swoją siostrzyczką.
- Nie zrobiłbyś tego. – pociągnęłam nosem, ocierając spływające łzy z policzka.
- Zależy o czym myślisz. Zabić bym nie zabił, ale istnieje przecież wiele innych skutecznych metod pozbywania się bachorów.
- Darek, co Ty chcesz zrobić? – wtrąciła się Kaśka, która z każdą kolejną minutą wydawała się być coraz bardziej przejęta.
- Gdybym Ci powiedział, musiałbym Cię zabić, a tego chyba oboje nie chcemy, prawda? – podszedł do niej i niemal wyszeptał do ucha.
- Zbliż się do Wiktorii choćby na milimetr, a nie odpowiadam za swoje czyny! – podniosłam głos, myśląc, że moje ostre słowa wzbudzą w nim litość i zmieni zdanie, co do więzienia mojej małej Kruszynki.
- Madziu, nie współpracujesz ze mną. – pochylił się nade mną i patrzył prosto w oczy. – Ja Ci mówię o głównym problemie, a Ty zmieniasz temat, obracasz kota ogonem…
- Powiedziałam Ci już, że nie mam takich pieniędzy. Skąd mam je wziąć?!
- Nie wiem, to już Twój problem. – odpowiedział z kpiną i oddalił się w kierunku drzwi. – Tymczasem koledzy zaprowadzą Cię do Twojego chwilowego „pokoju”.
- Tak jest, szefie. – szerokokarczni odpowiedzieli zgodnie chórem, wzięli mnie pod boki i ustawili do wyjścia.
- Będziesz mogła poważnie się nad tym wszystkim zastanowić. Masz czas do jutra. – oznajmił zimnym tonem. - A, zapomniałbym. Kasiu, zabierz naszej przyjaciółce torebkę. Niech nie myśli, że będzie mogła komunikować się ze światem. – uśmiechnął się półgębkiem i zniknął.

***

To już naprawdę końcówka, jeszcze tylko trzy i przestaję Was męczyć tą historią, bo wiem, że ciągnie się jak flaki z olejem.
Przepraszam, że dziś praktycznie same dialogi, ale Lena i Dariusz dawno ze sobą nie rozmawiali i musieli sobie wyjaśnić parę rzeczy. :] 
Zaskoczone takim obrotem spraw? Strach pomyśleć, co będzie dalej…

Wiem, że mam zaległości, powoli wszystko nadrabiam.

ME za nami, teraz czekam na PlusLigę i SuperPuchar w Pozku. <3

Ściskam Was serdecznie i całuję, Patka. :*