7.08.2013

Rozdział 1.

Był piękny wiosenny poranek. Jak zwykle wstałam skoro świt i wyszłam z mieszkania żeby troszkę pobiegać. W końcu nie bez powodu wszyscy nazywali mnie rannym ptaszkiem. Pomimo dość wczesnej godziny, zza horyzontu wyłaniały się promienie słońca. Jak zwykle nogi poniosły mnie do pobliskiego parku, gdzie troszkę się porozciągałam na ławeczce, zrobiłam dwa kółeczka wokół alejki drzew i pobiegłam z powrotem do domu. Właśnie tego mi było trzeba! – powiedziałam sama do siebie. Odrobina ruchu z rana jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a może jedynie pomóc. Wstąpiłam jeszcze do spożywczaka po świeże bułeczki i warzywa na śniadanie. Wchodząc do mojej kamienicy, zauważyłam wychodzącego Arka…  Masz Ci los… - pomyślałam. Arek mieszka w tym samym budynku i podobnie jak ja, wynajmuje  z kolegami mieszkanie. Zawsze spotykam tego chłopaka w nieodpowiednim momencie. Nie mam zbytnio ochoty z nim rozmawiać, tym bardziej wiedząc, że próbuje mnie poderwać przy każdej nadarzającej się okazji. Czy on się jeszcze nie zorientował, że ja go już dawno temu rozszyfrowałam i że nie jestem zainteresowana jego zalotami…?
- O heeej Piękna!- krzyczał od samych drzwi swojego mieszkania.
- Cześć. – wycedziłam przez usta.
- Jak tam? Po ubiorze widzę, że znowu biegałaś?
- Jak widać… – skwitowałam.
- Dziewczyno weź trochę zwolnij tempo. Mało tego, że ciągle jesteś w ruchu na zajęciach to jeszcze co chwilę gdzieś biegasz… niedługo znikniesz całkowicie.
- Jesteś chyba ostatnią osobą, która powinna mi udzielać porad… A poza tym – sport to zdrowie. Lepiej byś zrobił jakbyś też ruszył swój tyłek z krzesła i nie siedział tyle przed tym głupim kompem – cięta riposta w moim wykonaniu nigdy nie jest zła.
- Okej, okej, już przestań na mnie syczeć. Chcę tylko dla Ciebie jak najlepiej… Słuchaj Lena, a tak w ogóle, to może miałabyś ochotę i czas na jakiś mały wypad na kawę? – zapytał nieśmiało.
- Arku, Arku, ochota może i by była, ale niestety czasu brak. Mam teraz dużo treningów i wiesz, nie wyrobię, może następnym razem – standardowa wymówka.
- Zawsze tak mówisz. zaczynam już odnosić wrażenie, że robisz wszystko by mnie unikać.
-Ja? unikać? Ciebie? Niueeeeee… ( a w duchu: skoro już to zauważyłeś to może mógłbyś się ode mnie odczepić…?) – Wydaje Ci się. Kurcze wiesz co, muszę już lecieć, bo obiecałam Ewce bułki na śniadanie. Pewnie już zaczyna się wkurzać, że jeszcze mnie ma. Zresztą wiesz jaka ona jest… – kolejna ściema.
- No dobra to leć, pogadamy jeszcze o naszym wypadzie.
- Jasne. to cześć! – rzuciłam na pożegnanie i szybko pobiegłam na 2 piętro do naszego lokum.

Uffff, tym razem udało mi się nie prowadzić z nim długich debat. Przyznam szczerze, że on mi zaczyna już działać na nerwy. Gdzie tylko nie spojrzę – Arek, gdzie tylko się nie pojawię – Arek…  Dobrze, że nie muszę go oglądać na mojej uczelni, bo nie zniosłabym codziennie jego towarzystwa.  Z dwojga złego to wolę już z nim czasem „pogawędzić”.  Oby takich spotkań było jak najmniej…

Włożyłam klucz do zamka, przekręciłam dwa razy i weszłam do mieszkania. Panowała grobowa cisza, Ewa i Maja pewnie jeszcze śpią. Nie chciałam ich budzić, dlatego przygotowałam śniadanko, oczywiście bogate w źródło witamin zawartych w warzywach. Majka uwielbiała „zieleninę”, wiedziałam, że bardzo przykłada do tego uwagę, dlatego zawsze starałam się sprostać jej przekonaniom i kupić coś odżywczego. Tym razem była to sałata lodowa i pomidorki. Do sezonu na nie jeszcze daleko i cenowo nie wygląda to najlepiej, no ale czego się nie robi dla najlepszych kumpel? Od czasu do czasu można sobie pozwolić na takie wydatki, w końcu „sportowcy” muszą się zdrowo odżywiać. Rozłożyłam już nakrycia na stoliku i nastawiłam wodę na kawę. W międzyczasie poszłam się przebrać z dresu i włączyłam telewizor. Leciała akurat powtórka meczu siatkówki: Jastrzębski Węgiel vs Skra Bełchatów. Przeniosłam się ze swoim śniadaniem przed TV, zajadałam się  i wpajałam swój wzrok w grę siatkarzy. A tak konkretnie to w niego… Te zagrywki, te ataki i niesamowite obrony sprawiały, że moją skórę pokrywał dreszcz.
Patrzyłam w ekran jak w obrazek, wyczekując tylko momentów kiedy to kamera mi go pokaże. Z hipnozy wyrywał mnie głos Ewki…
- Hej, Lena, a Ty co? masz dziś dzień dobroci dla … zwierząt? – rzuciła z niepohamowanym śmiechem.
- Ja? A niby czemu? – zapytałam z ironią w głosie.
- Oj, nie ściemniaj, że nie wiesz o czym mówię. Przecież bułki same ze sklepu się nie przyniosły, ktoś musiał to zrobić i dam robie rękę odciąć, że to byłaś Ty, bo przecież na Majkę nie ma co liczyć…
- Spoko loko, biegałam sobie rano i pomyślałam, żeby zrobić jakieś fajne śniadanko, więc kupiłam pieczywo. Też mi wielka filozofia. – wzruszyłam ramionami.
- Filozofia czy też nie, ale teraz mam u Ciebie dług wdzięczności.
- Daj spokój. Nie wymyślaj tylko siadaj, jedz i nie zagłuszaj telewizorka! – niemal jej rozkazałam.
- A co ciekawego leci? Znowu oglądasz powtórki?
- Tak, dokładnie tak! – odpowiedziałam i powróciłam do wpajania wzroku w mecz.
- Weź sobie daruj to napalanie się na niego. Przecież i tak doskonale wiesz, że on nie jest w zasięgu Twoich możliwości… że on nie jest w jakimkolwiek Twoim zasięgu, Lena! – rzuciła mi kąśliwą acz trafną uwagę.
- Wiem Ewuś, ale to jest silniejsze ode mnie. nic na to nie poradzę, że mam do niego słabość. Ostatnio nie mogę przestać o nim myśleć, chyba naoglądałam się za dużo filmików w necie. – Dobrze, że nie gra w klubie gdzieś blisko mojego miasta. Przynajmniej wiem, że moje marzenia się nigdy nie spełnią, bo nigdy nie będzie nam dane się spotkać. Może z biegiem czasu mi przejdzie to zauroczenie… – pomyślałam.
- Taaa, to Ci minie, a przyjdzie następne. Znam Cię nie od dziś…
- Już skończyłaś umoralniający wykład, kobieto? – przerwałam jej wpół zdania.
- Ech, do Ciebie można gadać jak do słupa, i tak zrobisz po swojemu.
W milczeniu i w samotności oglądałam dalszą część zaciętej walki na siatkarskim parkiecie. Ewa szybko zjadła i poszła wcześniej na uczelnię, bo miała do zaliczenia jedno kolokwium. Też musiałabym się już powoli zbierać jeśli miałabym zamiar zdążyć chociażby na drugi wykład tego dnia. I tak jak od rana byłam naładowana energią po bieganiu, tak teraz opanowało mnie totalne lenistwo. Mocno mnie uderzyły słowa współlokatorki na temat mojego siatkarskiego ulubieńca.  Wiem, że ona ma rację, ale za marzenia się nie płaci.
Wyłączyłam telewizor i posprzątałam po śniadaniu, które w efekcie i tak praktycznie zjadłam sama. Ewa dzióbnęła coś w biegu, a Majka… No właśnie, co się działo z Majką, że jeszcze nie zawitała w kuchni? Uchyliłam drzwi jej pokoju i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to trzy puste butelki po winie leżące obok jej łóżka. Oho, ktoś tu chyba zawalczył wieczorem – powiedziałam na głos. Delikatnie poklepywałam kumpelę po policzkach żeby się obudziła, jednak nic z tego. Poszłam do kuchni po garnek wody i bez żadnych zahamowań wylałam ją na Majkę, bo żaden inny pomysł nie przyszedł mi do głowy. Momentalnie podskoczyła na łóżku i patrzyła na mnie jak na idiotkę.
- Lena! Czy Ciebie już naprawdę pogrzało? Co Ty wyprawiasz? – krzyknęła z oburzeniem.
- Co ja wyprawiam?! A Ty co wyprawiasz?! Przyszłaś o niewiadomo której godzinie, uchlałaś się winem, śpisz prawie do południa, nie dajesz żadnego znaku życia i jeszcze się pytasz czy mnie pogrzało. Nie wstawałaś długo więc postanowiłam sprawdzić co się z Tobą dzieje, dziewczyno!
- Ekhm… Noo tak… Wybacz, niepotrzebnie na Ciebie naskoczyłam, miałaś dobre chęci, ale żeby od razu lać mnie wodą? –skrzywiła się.
- No przepraszam bardzo, ale mówiłam, wręcz nawet krzyczałam, do Ciebie a Ty nic. Klepałam Cię po twarzy, ale Ty ani drgnęłaś, więc cóż innego mi pozostało? Może nie był to sposób najbardziej racjonalny, ale jak sama widzisz bardzo skuteczny – puściłam jej oczko i lekko się uśmiechnęłam.
- Kurde, ale mnie głowa boli. Mogłabyś mi przynieść jakiś proszek? – zapytała.
- Jasne, idź do łazienki się trochę ogarnij, a ja coś Ci przygotuję.
Poszłam do kuchni, sparzyłam Majce mocną kawę i zrobiłam bułkę, taką jak zawsze sobie robiła. Wzięłam też tabletki przeciwbólowe i poszłam z ekwipunkiem do jej pokoju. Wyniosłam mokrą poduszkę i kołdrę Mai na balkon, żeby się wysuszyły. Uprzątnęłam też puste butelki po winiaczach i otworzyłam na oścież okno aby zlikwidować panujący w jej pokoju zaduch i zapach alkoholu. Siadłam na łóżku Majki i czekałam aż wróci z łaźni.
- No dobra, a teraz mów, co się stało, że wlałaś w siebie taką ilość wina.
- Rafał mnie rzucił. – odpowiedziała ze smutkiem w głosie.
- Co?! Co Ty gadasz?! Ale jak to?! Przecież wy tyle lat ze sobą byliście…
- Dobrze to ujęłaś – ,,byliśmy”.
- Oj daj spokój, nie to miałam na myśli. Co mu odbiło? Przecież mieliście w planach wspólną przyszłość.
- Stwierdził, że w nasze życie wdarła się rutyna, że już chyba nie czuje do mnie tego samego, co na początku.
- Co za drań! Jak on mógł tak się zachować?! Już ja sobie z nim porozmawiam! – rzuciłam desperacko.
- Nie, Lenuś. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej, ale w tej kwestii niestety nie da się już nic zrobić. Klamka zapadła. – posmutniała jeszcze bardziej, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Przytuliłam przyjaciółkę do siebie i pozwoliłam jej się wypłakać w moje ramię.
- Dlaczego? Dlaczego on mi to zrobił? Przecież ja go tak kochałam. Nadal kocham. – mówiła przez łzy.
- Wiesz co? On nie jest Ciebie wart! Zasługujesz na kogoś lepszego niż Rafał. A teraz dość już tych lamentów i żali. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, stało się i nie cofniesz teraz kijem Wisły. Zobaczysz, że jeszcze sobie ułożysz życie i Rafał nie będzie Ci do tego w ogóle potrzebny. – pod wpływem emocji puściłam jej wiązankę.
- Naprawdę tak uważasz? Myślisz, że jeszcze kogoś znajdę? – pytała z niedowierzaniem w głosie.
- No jasne! Majka, masz rewelacyjną figurę, super charakter i duszę Anioła. – podbudowałam ją trochę tymi słowami. – Nie może być inaczej. – dodałam.
- Masz rację Lenka! Głupia jestem. Nie będę się użalać nad sobą i nie będę opłakiwać tego dupka! Jeszcze kiedyś zrozumie, że popełnił błąd zrywając ze mną, ale ja mu drugiej szansy już nie dam! – Naprawdę zdziwiła mnie postawa mojej przyjaciółki. Szybko postawiła się na nogi i zaczęła racjonalnie myśleć, aż byłam w lekkim szoku. Ogarnęła się w szybkim, bardzo szybkim tempie i zakomunikowała mi, że idziemy na zajęcia. Mało co oczy mi nie wyleciały z orbit z powodu prędkości zmieniających się decyzji Majki. Jednak po chwilowym zastanowieniu uznałam, że lepsze to niż siedzenie w czterech ścianach i opłakiwanie swojego byłego. Czułam się dumna z postawy mojej współlokatorki i cieszyłam się, że z podniesioną głową idzie ze mną przez park na uczelnię.

1 komentarz:

  1. a ja se czytam raz jeszcze i se się cieszę żeś przeniosła <3

    OdpowiedzUsuń