7.08.2013

Rozdział 8.

Szłyśmy już dłuższą chwilę polną ścieżką, wiodącą nad nasze ulubione jeziorko. Przyjemny wiatr przeczesywał nam włosy, a my ciągle milczałyśmy. W mojej głowie tkwiły setki myśli i naprawdę nie miałam zielonego pojęcia, o czym siostra chciała ze mną rozmawiać. Czyżby wyczuwała moją sympatię do Bartmana? Jeszcze tego brakowało, żeby i ona mówiła mi o tym, jakie to szczeniackie zakochiwać się w siatkarzu, marzyć o nim i świata poza nim nie widzieć. Wystarczyło już, że Ewa na każdym kroku mnie upominała i sprowadzała na ziemię, gdy miałam chwile słabości. Ale nie, to niemożliwe żeby Sandra miała takiego nosa. Mam nadzieję, że nie zauważyła mojego zdenerwowania. Powoli zaczynało się robić chłodno, usiadłyśmy na pomoście i patrzyłyśmy przed siebie. Bez wątpienia był to mój azyl, moje schronienie przed codziennością. Kiedy byłam mała zawsze przychodziłam pisać tu pamiętnik, bo wiedziałam, że nikt mi nie będzie przeszkadzał. Tutaj przychodziłam z Przemkiem łowić ryby, i mimo, że zbytnio mi to nie wychodziło i bardzo szybko mnie nudziło, lubiłam tu z nim być i milczeć. Również tutaj przychodziłam niegdyś z Sandrą  opowiadać sobie o naszych pierwszych miłościach i randkach. To miejsce jest magiczne,  tu rośnie pokój, przy¬jaźń i miłość, a niena-wiść umiera. Było mi tak przyjemnie, że znów się rozmarzyłam. Chciałabym kiedyś przyprowadzić tutaj Zbyszka. Pokazać miejsce, w którym można się wyciszyć, zrelaksować i naładować swoje  akumulatory na maxa. Myślę, że spodobałoby mu się to. Tylko czy to jest w ogóle możliwe? Boże, Lena obudź się! Czy słyszysz, co w ogóle mówisz? – karciłam w myślach samą siebie. Przecież to jest  nierealne… Ja i Zbyszek… Noo chyba upadłam na głowę żeby takie rzeczy wymyślać. Nie mogę o nim myśleć… Musiałam przerwać to rozważanie, żeby czasami nie zabić się własnymi myślami i w końcu odezwałam się do siostry.
- Odezwiesz się dzisiaj do mnie w końcu, czy nie? O czym chciałaś rozmawiać?
- Lena… Przepraszam… – odezwała się smutnym głosem moja starsza siostra.
- Ale za co Ty mnie przepraszasz?
- Bo chciałam z Tobą gadać, a teraz milczę i siedzę jak taka dupa wołowa. – chyba  zaczęły ją dręczyć wyrzuty sumienia.
- Daj spokój Sandritta, czasami milczenie jest najlepszym lekarstwem. No ale mów co Ci tam na wątrobie leży? – objęłam ją ramieniem i czekałam na zwierzenia.
- Pamiętasz mówiłam Ci kiedyś o moim szefie, że jest dla mnie taki miły i uprzejmy?
- No pamiętam, pamiętam. I co z nim? Przestał już być miły?
- Wręcz przeciwnie. Lena, on się do mnie przystawia. Wykorzystuje każdą sytuację kiedy jesteśmy sam na sam, gładzi mnie po włosach, obejmuje w talii, gdy chwali mnie przed innymi… W zeszłym tygodniu próbował się do mnie dobrać w swoim gabinecie, ale udało mi się uciec spod jego uścisków, bo zadzwonił telefon. Nie wiem co mam robić.
- Ja pikole! Zgłosiłaś to na policję?
- Nie no coś Ty. Jakbym to zrobiła to już by mnie dawno zwolnił. Przez ostatnie dni unikałam go jak tylko mogłam, byleby tylko za długo nie przebywać w jego towarzystwie.
- No, ale przecież musisz to gdzieś zgłosić, on jest nieobliczalny, nie wiesz co może Ci zrobić następnym razem. Rodzicom mówiłaś?
- Oszalałaś? Chcesz żeby zawału dostali? Muszę sama rozwiązać ten problem. Nie chcę dodatkowo jeszcze ich w to mieszać. Wystarczy, że Ty wiesz i liczę na to, że jakoś mi pomożesz.
- No jasne, że Ci pomogę! Musimy obmyślić jakiś plan, żeby rybka połknęła haczyk. Póki co, weź go naprawdę unikaj, załatw sobie urlop albo idź do naszego rodzinnego lekarza po zwolnienie. Będzie przynajmniej czas na znalezienie dobrego, skutecznego rozwiązania.
- Moja młodsza siostra znowu ratuje mi tyłek. Ja nie wiem po kim odziedziczyłaś tą zaradność na wszystko…?
- Po pierwsze, to jeszcze nic konkretnego nie zrobiłam, a po drugie zaradność na wszystko nabyłam samodzielnie podczas mojego żywota w Poznaniu. Różne codzienne sytuacje samoczynnie nas uczą ważnych rzeczy, a jeśli nie umiesz sobie poradzić – jesteś przegrany – pamiętaj.
- Święte słowa. Nie dość, że zaradna, to jeszcze taka mądra. – ależ mi ta siostra schlebiała dzisiaj.
- Już nie słódź mi tak, bo się przyzwyczaję i co wtedy? – ewidentnie chciałam ją podpuścić. – Idziemy do domu? Zaraz mama będzie po nas dzwonić…
- Pójdziemy pod warunkiem, że mi odpowiesz na jedno pytanie. – zakomunikowała stanowczo i całkiem poważnie Sandra.
- Dobra, odpowiem, ale chodź już, bo mi zimno…
- Lena? – zaczęła się do mnie głupio uśmiechać.
- No?
- A Ty jak tam wyglądasz w tych sprawach?
- W jakich sprawach? Ludzie, Sandzia, sprawy mogą być różne: sądowe, polityczne, życia i śmierci, a nawet „Sprawa dla Reporetera”. – chyba wiedziałam do czego ona pije, dlatego starałam się odpowiadać wymijająco i szybko zmienić temat.
- Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię. – zatrzymała się i spojrzała na mnie swoim przeszywającym wzrokiem.
- No wyobraź sobie, że akurat nie wiem. Co ja jestem – jasnowidz?
- Zauważyłam jak reagujesz na imię „Zbyszek” , nazwisko „Bartman” i wszystko, co z nim związane. – walnęła prosto z mostu moja starsza siostra.
- Ekhm… No tak, wiedziałam, że prędzej czy później o to zapytasz. Ja po prostu…
- … po prostu to Ty się w nim zakochałaś! – przerwała mi wpół zdania.
- Hahaha dobre sobie. Sandra nie przesadzasz z tymi wymysłami? – owijałam w bawełnę i uciekałam od tego jak tylko mogłam, tylko, że od tego nadmiaru owijania, za bardzo się zagmatwałam w zeznaniach.
- To Ty nie udawaj! Obserwowałam Cię cały czas jak opowiadałaś o tym wspólnym treningu i widziałam jaka jesteś zdenerwowana, choć bardzo się starałaś, żeby nie dać tego po sobie poznać.
- Boże, Ty mnie musisz zawsze rozszyfrować…
- Maleńka, ja jestem w tym najlepsza, pamiętaj. – dodała dumna z siebie dwudziestosiedmiolatka.
- To, że się wielkim przypadkiem spotkaliśmy jeszcze nic nie znaczy. I to, że poodbijaliśmy razem piłkę i że powiedział mi parę miłych słów to też nic nie znaczy. Naprawdę ekscytujesz się tym tak samo jak Ewka, zupełnie niepotrzebnie. Nic z tego nie będzie, bo to jest niewykonalne i nierealne. Ale to fakt, przyznaję się bez bicia – mam do niego słabość i staram się z nią walczyć.
- Walczyć… Walczyć to możesz, ale o niego, skoro Ci na nim tak bardzo zależy. – och ta niedobra Sandra namawiała mnie do złego.
-  Czy wy musicie mi tak mącić w głowie?
- My? To znaczy kto? – zapytała z wielkim udawaniem, jakby nie wiedziała o kogo chodzi.
- No Ty i Ewka. Jesteście w zmowie czy co? Jak tylko uda mi się o nim zapomnieć na jakiś czas, to Wy zaraz musicie non stop nawijać na ten temat. Wtedy kolejny raz biję się z własnymi myślami i robię sobie jakieś chore nadzieje. Tylko po co? Jak ja już go więcej razy nie zobaczę, no chyba, że za szklanym ekranem. – podsumowałam wątek.
-  Ech… widzę, że to jest sprawa na dłuższą debatę. – westchnęła.
Dalszą drogę przetrwałyśmy znowu w milczeniu. Byłam chwilowo jakaś zdołowana i zrezygnowana, ale kiedy tylko przekroczyłam próg domu, na mojej twarzy znów zagościł szczery, niewymuszony uśmiech. Mama przygotowała jak zwykle pyszną kolację, wszystko normalnie rozpływało się w ustach. Siedzieliśmy wszyscy razem przed telewizorem, oglądaliśmy jakąś komedię, a tatko w tym czasie pochwalił się własną produkcją wina. Muszę przyznać, że wyszło mu świetne! Z kolei Wika przyczepiła się do mnie i cały czas za mną latała, nawet nie mogłam się w spokoju wykąpać, bo siedziała pod drzwiami łazienki wyczekując na mnie. Oczywiście byłam skazana na spanie z nią, inaczej byłabym już martwa, no ale czego się nie robi dla tych kochanych dzieciaczków…? Przytuliła się do mnie, położyła mi rączkę na policzku i bardzo delikatnie go głaskała, mówiąc mi jak mocno mnie kocha. Było to cholernie miłe, a mieć taką siostrzyczkę to prawdziwy skarb. Tęsknota i miłość małego dziecka nie zna granic, jak się okazuje.
***
Jedliśmy wszyscy obiad. Pan Antoni przyszedł zgodnie z zapowiedzią i muszę przyznać, że bardzo miły, sympatyczny z niego mężczyzna. A i przez jego zachowanie widać, że zależy mu na babci i darzy ją ogromnym uczuciem. Zobaczymy jak to dalej się potoczy, ale fajnie, że będą mieli siebie na stare lata. Najgorzej jak nie masz się do kogo odezwać… Mama odwaliła kawał dobrej roboty i spisała się na medal. Zrobiła swój popisowy rosół z własnoręcznie ugniecionym makaronem, faszerowanego kurczaka i pyszną surówkę. Niebo w gębie! Mam nadzieję, że kiedyś dorównam swoimi zdolnościami kulinarnymi mojej mamce i razem będziemy lepiej gotować niż Magda Gessler i Ramzes razem wzięci. Zawsze nazywałam tego gościa Ramzesem i tak się już utarło, także jakby kto nie wiedział, to chodzi mi o Gordona Ramsey’a. Jak to zwykle bywa podczas posiłku, nie brakowało śmiesznych sytuacji i trafnych komentarzy Przemka. Nawet mój przyszły dziadziuś włączał się w naszą dyskusję i opowiadał różne anegdotki. Jednak tą sielankę przerwał dźwięk mojego telefonu. Przeprosiłam całe towarzystwo i pobiegłam szybko do przedpokoju, patrzę na wyświetlacz, a tam połączenie od Ewki. To nie wróży nic dobrego. – pomyślałam.
- No hej! Co tam?
- Lena, wiem, że przeszkadzam. Nie chciałabym Ci psuć weekendu z rodziną, ale czy mogłabyś przyjechać?
- Co się stało? – zapytałam z przerażeniem.
- Chodzi o Majkę.
- Coś jej się stało? Coś z dzieckiem? – ściszyłam ton głosu, żeby nikt nie słyszał.
-  Spotkała się z Rafałem i powiedziała mu o ciąży.
- A on co? – zaczynałam się coraz bardziej emocjonować tą sytuacją.
- No, a co mógł zrobić Rafał? Oznajmił, że nie będzie płacił żadnych alimentów ani opiekował się dzieckiem.
- A to podły gnój! Już ja się z nim policzę! Co on sobie myśli? Najpierw zrobił dziecko, a teraz  się wszystkiego wypiera. Kanalia! – naprawdę byłam już nieźle zdenerwowana.
- Nie powiedziałam Ci jeszcze najgorszego.
- Może być coś jeszcze gorszego niż to? – dodałam zrezygnowana.
- Majka jest w szpitalu. Zestresowała się podczas tej ich ostrej wymiany zdań i znowu straciła przytomność, ale tym razem musi zostać w szpitalu. – oznajmiła ze smutkiem w głosie Ewa.
- Coś poważnego? Kurde przyjadę najszybciej jak tylko pozwoli mi na to PKP.
- Jakieś komplikacje powstały i Maja jest załamana, a mi lekarze nie chcą nic powiedzieć na temat jej stanu zdrowia. Naprawdę jest mi głupio, że do Ciebie dzwonię… Ale ja już naprawdę nie wiem, co mam robić. – słychać było zrezygnowanie w jej głosie.
- Daj spokój. Zaraz się spakuję i niedługo powinnyśmy się zobaczyć.
- Dziękuję Lena. Na Ciebie zawsze można liczyć.
Musiałam szybko wymyślić pretekst mojego nagłego, wcześniejszego wyjazdu, bo nikomu jeszcze nie mówiłam o sytuacji mojej przyjaciółki. Ledwo co przyjechałam, a już musiałam odjeżdżać. To znaczy, nie musiałam – chciałam. Majka też jest dla mnie ważną osobą. Przeprosiłam wszystkich raz jeszcze, tym razem nie za odejście od stołu, tylko za natychmiastowy powrót do Poznania. Najbardziej było mi żal małej Wiktorii, która rozpłakała się na dobre i nie mogła pogodzić się z myślą, że jej ukochana starsza siostra musiała nagle wyjechać. Mama oczywiście dała mi wałówkę, tata butelkę wina, a Sandra z Przemkiem odwieźli mnie na PKP do Konina. Wsiadłam w pociąg, zajęłam miejsce w prawie pustym przedziale i zaczęłam się zastanawiać nad tym, co mi powiedziała Ewa. To niemożliwe żeby wszystkie nieszczęścia spotykały tą dziewczynę… - pomyślałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz