- Ty, co to było? – wyrwała mnie z osłupienia Ewa, która chyba była nie mniej zdziwiona niż ja.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Wpadłaś mu chyba w oko. – szturchnęła mnie w łokieć.
- Jasne, bez przesady. Przypominam Ci, że on jest zajęty. – odpowiedziałam.
- To jeszcze nic nie znaczy. Żonaty nie jest, więc nie mów, że jest związany z nią na zawsze.
- Czy Ty słyszysz co mówisz? Dla niego to
na pewno nic nie znaczyło, zachował się po prostu kulturalnie, bo jest
dobrze wychowany. A Ty już zaraz wymyślasz jakieś niestworzone rzeczy.
Zejdź na ziemię. – ostudziłam jej emocje.
- Gadaj sobie co chcesz, ja i tak swoje
wiem. Widziałam jak na Ciebie patrzył, ja mam nosa do takich spraw.
Jeszcze kiedyś przyznasz mi rację. – ciągnęła swoje kazanie.
- Wiesz co? Ty już lepiej przestań
analizować tylko się zbieraj i idziemy do domu. Na pewno już dawno
przywieźli Majkę i siedzi teraz sama. Pisałam do niej sms, ale mi nie
odpisała i trochę mnie to martwi.
- Pewnie wyłączyła telefon i się położyła
spać żeby odpocząć. Wszystko jest pod kontrolą Lena. – zapewniała mnie
moja przyjaciółka.
- Obyś miała rację. – dodałam i poszłam
na halę zabrać torbę treningową. Pożegnałam się jeszcze z Panem Adamem
oraz dziewczynami i zahaczyłam o kiosk żeby kupić ,,Przegląd sportowy”.
Droga do domu była niemiłosiernie długa,
bo komunikacja miejska postanowiła sobie zastrajkować i nie wypuszczać
wszystkich tramwajów w trasę. Najpierw czekałyśmy 20 minut na przystanku
zanim coś łaskawie przyjechało, a kiedy w końcu tramwaj się zjawił,
wlókł się w tempie gorszym niż żółwie. W taki właśnie sposób dotarłyśmy
na miejsce prawie pod wieczór, a nie o 16:00. Resztkami sił człapałyśmy
się do mieszkania, bo nie ukrywajmy, że siatkarze dali nam nieźle w
kość. Jeżeli tak wygląda każdy ich trening, to nie chcę wiedzieć ile
pracy i siły muszą włożyć podczas meczu w reprezentacji. A to, co my
robimy na hali, to dla nich pewnie jest tylko rozgrzewką przed meczem.
Chciałam otworzyć kluczem drzwi, jednak
one niemal otworzyły się same. Widok, który za nimi zastałyśmy
spowodował, że szczęki nam opadły ze zdziwienia.
- Czy przez to mieszkanie przeszedł jakiś huragan? – odezwałam się do Ewki.
- Co tu się do cholery stało? Ktoś nas
okradł czy jak? Skąd ten cały bajzel?! – moja przyjaciółka zadawała
setki pytań, na które niestety nie znałyśmy odpowiedzi.
- Pozostała jeszcze jedna sprawa: gdzie jest Maja?
- Jestem u siebie. – odezwała się przez łzy.
- Chryste! Majka co się stało?! Coś z wynikami ze szpitala? – krzyknęłam wpadając jak poparzona do jej pokoju.
- Nie… Wyniki mam dobre… Ale wykryli u mnie coś jeszcze… – owijała w bawełnę zrozpaczona.
- No mówże! Zaraz tu dostaniemy obie z Leną zawału! – odezwała się podniesionym głosem Ewa.
- No bo… Bo ja… Jestem w ciąży… –
wydukała z siebie. Spojrzałyśmy z Ewką na siebie i kolejny raz tego dnia
stanęłyśmy jak wryte. Zastanawiałam się tylko, czy jeszcze coś jest w
stanie mnie tego dnia zaskoczyć. Informacja mojej przyjaciółki przebiła
wszystko.
- W ciąży?! Żartujesz sobie prawda? – po dłuższej chwili ciszy odezwała się Ewa.
- Nie żartuję. To prawda. – odpowiedziała smutnym głosem.
- Ale jakim cudem? Tak nagle się dowiedziałaś?– starała się dowiedzieć dosłownie wszystkiego od Mai.
- Jak to jakim cudem? Nie wiesz jak się
zachodzi w ciążę?! Dowiedziałam się dzisiaj jak mnie zabrali do szpitala
na badania. Coś tam nie było w normie i musieli to dokładniej
sprawdzić, zrobili mi USG brzucha, no i wszystko stało się jasne.
Znaleźli przyczynę złych wyników.
- Przecież nie miałaś żadnych objawów, na
nic się nie skarżyłaś… – kontynuowała wywiad moja druga współlokatorka,
a ja póki co, tylko się przysłuchiwałam ich rozmowie.
- Nie miałam, bo to dopiero 4 tydzień, jeszcze wszystko przede mną. Całe dziewięć miesięcy.
- Maju, powiedz mi, czy to dziecko Rafała? – w końcu przemówiłam.
- No, a czyje jak nie jego? – odpowiedziała z wielkim oburzeniem.
- Nie denerwuj się tak od razu, ja tylko
zapytałam. Przecież wiesz, że chcemy dla Ciebie z Ewą jak najlepiej. –
Majka znowu wybuchła płaczem, a my spojrzałyśmy na siebie
porozumiewawczo i przytuliłyśmy ją do siebie z całych sił.
- Dziewczyny, przepraszam za moje
agresywne zachowanie w stosunku do Was. Nie chciałam na Was krzyczeć,
ale to wszystko dlatego, że jeszcze to do mnie nie dociera. W ogóle nie
wiem jak ja sobie poradzę, przecież ja nikogo nie mam, nie mam pieniędzy
ani mieszkania, a Rafał na pewno nie będzie chciał mi pomóc.
- Ej, głowa do góry! Wszystko się ułoży!
Damy sobie radę, w końcu nie z takich sytuacji wychodziłyśmy cało! –
pocieszała ją Ewka.
- Jak to nikogo nie masz?! A my, Twoje
najlepsze przyjaciółki?! Pomożemy Ci i razem wychowamy to maleństwo. O
nic się nie bój, mieszkanie mamy, pieniądze się znajdą, jakoś to będzie!
– dodawałam otuchy zrozpaczonej dziewczynie i zapewniałam ją o naszych
szczerych intencjach.
- Boże, Wy jesteście naprawdę
nieobliczalne! Tyle dla mnie robicie, zawsze mi pomagacie, zawsze
znajduję w Was oparcie. Jak ja Wam się za to wszystko odwdzięczę?
- Będziesz niańczyć nasze dzieci. – tekst Ewy sprawił, że na twarzy smutnej i zrozpaczonej Majki znowu pojawił się uśmiech.
- Dobra, koniec tego smęcenia! Majka,
ogarnij się, bo chyba nie chcesz żeby Twoje dziecko non stop beczało,
tak jak Ty teraz. – starałam się jeszcze bardziej rozluźnić napięcie. – A
teraz świętujemy moje drogie! Zaraz coś zrobię na kolację. – dodałam i
rzuciłam się Mai w ramiona.
- Wariatko, udusisz mnie. – zdołała wydusić z siebie z uśmiechem na twarzy.
Ten wieczór spędziłyśmy razem.
Zamknęłyśmy się w mieszkaniu na cztery spusty, wyłączyłyśmy komórki, nie
było nas dla nikogo innego. Co z tego, że przez kwadrans ktoś się
dobijał do drzwi jak najęty – jak coś będzie chciał, to przyjdzie
jeszcze raz. Przygotowałam szybko na kolację sałatkę z pomidorów, ogórka
i sałaty lodowej, podaną z grillowaną piersią kurczaka i polaną sosem
czosnkowym. Dużo rozmawiałyśmy, rozmyślałyśmy jak to wszystko będzie.
Chciałyśmy z Ewką pokazać Majkelowi, że nie zostawimy jej z tym
wszystkim, że będziemy pomagać i ją wspierać. Wiem, że pojawienie się
dziecka w naszym mieszkanku, ba, w naszym życiu, przewróci je o 360
stopni, ale pomimo tego cieszyłyśmy się, że będziemy ciociami. Wiemy
też, że Maję czeka jeszcze poważna rozmowa z Rafałem. Skurczybyk musi
odpowiedzieć za swoje czyny, niech sobie nie myśli, że się z tego
wymiga. O nie! Już ja tego osobiście dopilnuję.
***
Na weekend pojechałam do mojej rodziny
żeby trochę sobie odpocząć od tego miejskiego szumu i zgiełku oraz żeby
naładować pozytywną energią swoje akumulatory. Rodzinny dom był zawsze
moją oazą spokoju i miejscem, gdzie zapominałam o wszystkich smutkach i
niepowodzeniach. Siedziałam w pociągu i odliczałam minuty do odjazdu.
Tak bardzo chciałam zobaczyć już rodziców, rodzeństwo i ukochaną babcię.
Ostatnio ich zaniedbywałam, miałam dużo nauki i napięty grafik
treningów, nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz dzwoniłam do mamy. Mam
nadzieję, że nie wygonią mnie za to z chaty…
Pociąg wlókł się niemiłosiernie.
Przeczytałam gazetę od deski do deski, przesłuchałam wszystkie piosenki z
mojej mp4, podziwiałam piękną wiosnę za oknem, a on nadal jechał. Już
myślałam, że wyjdę z siebie i będę swoich ciuchów pilnować. Jednak
wtedy, na jednej ze stacji, do mojego przedziału wszedł jakiś typ, który
wzbudzał obawy chyba we wszystkich pasażerach. Od razu się ożywiłam i
przysunęłam bliżej siebie torebkę, bo po takich nigdy nic nie wiadomo.
Ubrany był jak ostatni żul, a twarz miał zarośniętą sto razy bardziej
niż talib. Odwróciłam głowę w stronę okna, żeby czasami się do mnie nie
dosiadł, bo jak na złość siedziałam sama. Długo nie trwało zanim
podejrzany osobnik usiadł się akurat koło mnie. W tym momencie nie
miałam już czym oddychać, wszelkie stężenie tlenu w przedziale zostało
zniwelowane przez zapach tego dziada. Na dodatek wszystkiego z jego gęby
wydobywały się opary alkoholu, które powodowały u mnie odruch wymiotny.
Jechaliśmy tak 10 minut, aż w końcu nie wytrzymałam, zabrałam swoją
torebkę i walizkę na kółkach, po czym wyszłam z przedziału. To było
ohydne, że też ja mam takie szczęście i zawsze muszę trafić na takich
towarzyszy podróży. Weszłam do następnego przedziału i szukałam wolnego
miejsca.
- Przepraszam, czy tutaj jest wolne? –
zapytałam dziewczynę, mniej więcej w moim wieku, która pochłonięta była
czytaniem książki ,,Bez mojej zgody”.
- Tak, wolne. Proszę. – usłyszałam w odpowiedzi.
- Dzięki. – odparłam, na co moja nowa
towarzyszka uśmiechnęła się i wróciła do swojej lektury. Ledwo co
zajęłam miejsce na siedzeniu, zaczął rozbrzmiewać dźwięk mojego
telefonu. Szybko zanurkowałam w torebce i sprawdziłam kto to się do mnie
próbuje dodzwonić. Na ekranie ujrzałam zdjęcie mojej siostry Sandry
dlatego czym prędzej nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- No cześć siostrzyczko! – rzuciłam radośnie.
- Hej. Jak tam? Kiedy u nas będziesz? – zapytała.
- Jeżeli ten pociąg będzie się wlókł tak jak do tej pory to czasami mogę nie dojechać do jutra. – odpowiedziałam z irytacją.
- Hehe dobre, dobre… Wyjechać po Ciebie na PKP?
- No jakbyś mogła to byłoby super. Za 20 minut powinnam planowo być w Koninie.
- Oki, to będę na Ciebie czekać. Do zobaczenia.
- No pa. - zakończyłam rozmowę z
siostrą, po czym wbiłam wzrok w zaczytaną dziewczynę siedzącą
naprzeciwko mnie. Miała brązowe włosy opadające na ramiona, zgrabne
długie nogi i tak na moje oko z 180 cm wzrostu. Jednak największą moją
uwagę zwróciło coś błyszczącego pod kątem słońca na jej palcu serdecznym
u prawej ręki. Piękny, złoty pierścionek z delikatnym cekinem pośrodku
wyglądał na jej ręce oszałamiająco. Dokładnie taki sam miałam dostać od
mojego ówczesnego chłopaka – Darka. Miałam, bo do zaręczyn nigdy nie
doszło, po tym jak go przyłapałam w łóżku z inną. No, ale cóż, było –
minęło i życie toczy się dalej… Powracając do mojej współpasażerki –
wydawało mi się, że skądś ją znam, tylko nie wiedziałam skąd. W końcu
się przełamałam i odezwałam do niej, inaczej nie byłabym sobą. Musiałam
się upewnić, czy jest ona kimś znajomym, czy tylko osobą do kogoś
podobną.
- Przepraszam, że przerywam czytanie, ale
odkąd tutaj usiadłam, zastanawiam się czy my się skądś przypadkiem nie
znamy? – na to pytanie dziewczyna podniosła wzrok zza książki i patrzyła
na mnie z pełnym skupieniem, jakby analizowała w myślach moją osobę od
stóp do głowy.
- Rzeczywiście, ja Ciebie też skądś
kojarzę. Czekaj, czekaj… Nie grałaś przypadkiem w MKS Konin ładnych parę
lat temu? – zapytała po chwili zastanowienia.
- Nooo grałam… Zaraz, zaraz… Kaśka – najlepsza libero naszego MKSu?! – już wiedziałam skąd ją znam.
- Magda! Boże kopę lat! – uściskałyśmy się przyjaźnie. - Co za spotkanie po latach!
- Miło Cię znowu widzieć Kasiu. Opowiadaj co tam u Ciebie? Gdzie teraz grasz? – zaczęłam jak zwykle spytki.
- A wiesz, teraz zrobiłam sobie przerwę
od siatkówki. Z Konina przeszłam do Warszawy, potem do Kalisza, a
obecnie pauzuję. Chcę złapać odrobinę świeżego powietrza, a nie tylko
codziennie siłownia – hala – hala – boisko…
-No tak, rozumiem. Ja od dwóch lat jestem
w Poznaniu, nasz nowy trener stworzył świetną drużynę i mam nadzieję,
że uda nam się gdzieś zaistnieć.
- Skoro tak mówisz, to na pewno tak jest. Trzymam kciuki za to, żeby Wam się udało. – powiedziała szczerze Kaśka.
- Dzięki. A powiedz, to co teraz robisz? Pracujesz gdzieś?
- Tak, pracuję. Skończyłam towaroznawstwo
na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu i dość długo szukałam etatu,
już naprawdę byłam zrezygnowana. Wysyłałam mnóstwo CV, jednak zero
odpowiedzi. No, ale tak to jest jak się aplikuje do firmy na maila w
weekend o godzinie 3:00 nad ranem. – zaśmiała się ze swoich poczynań.
- Widzę, że niezła aparatka z Ciebie się zrobiła. – również się zaśmiałam.
- Całe szczęście, że udało mi się coś
znaleźć, co prawda póki co na czas określony, ale lepsze to niż
zapuszczanie korzeni w domu.
- I tu się zgadzam z Tobą w stu
procentach. Mi zostały jeszcze 2 lata studiów na technologii żywności i w
końcu będę mieć ten upragniony tytuł magistra. Przynajmniej taką mam
nadzieję. Aczkolwiek nie liczę na to, że znajdę pracę w zawodzie, bo w
dzisiejszych czasach graniczy to z cudem. Jak nie masz znajomości to
samemu nic nie osiągniesz, no chyba, że jesteś naprawdę wybitnym mózgiem
i dajesz sobie radę ze wszystkim. – zebrało mi się na refleksje.
- Masz rację Madzia, w obecnie możesz się
załapać tylko na pracę w Biedronce albo w kasie na PKP. Zero perspektyw
na przyszłość, naprawdę. I jak tu możesz zakładać rodzinę i myśleć
własnym mieszkaniu, skoro miesięczne wynagrodzenie wynosi 1500 zł. Jak
żyć?! – uzewnętrzniła swe poglądy Katarzyna.
- Nie jest lekko, ale mam nadzieję, że
jakoś to wszystko się każdemu ułoży. – dodałam. – A w ogóle to już nie
pamiętam kiedy ostatnio ktoś powiedział do mnie: „Magda”, bo zawsze
tylko Lena i Lena…
- A skąd to się w ogóle wzięło? Mam
nadzieję, że nie jesteś zła na mnie…? – zrobiła minę Kota ze „Shreka”
nie wiadomo w jakim celu.
- Nie no coś Ty! Daj spokój. Jakoś się
tak utarło i widocznie wszystkim przypadło do gustu, bo krótkie w
wymowie, ale miło jest czasem przypomnieć sobie jak się ma naprawdę na
imię. – dodałam z uśmiechem.
- Jedziesz do rodziny? – zapytała.
- Tak, już dawno się nie widzieliśmy i
wybrałam się na weekend na stare śmieci. Brakuje mi takiej odskoczni od
rzeczywistości, w końcu Poznań to nie to samo co podkonińska wioska. A
Ty dokąd jedziesz? Też do domu, do Konina?
- Co? Eee… Nieee… Ja jadę do… yyy… Kutna!
Muszę załatwić parę spraw. – miałam dziwne wrażenie, że ona coś kręci
i zaczyna się gubić w zeznaniach. Chyba, że mi się po prostu wydawało,
aczkolwiek ja mam nosa do tego typu spraw.
- Rozumiem. Wiesz co, ja się już będę
powoli zbierać, bo zaraz przegapię stację i wywiozą mnie nie wiadomo
gdzie jak w „Nocnym pociągu z mięsem”. – zażartowałam.
- Hehe, oj Madzia, Madzia – jak zwykle
trzymają się Ciebie dowcipy. Jasne, już Cię dłużej nie zatrzymuję. Miło
było Cię widzieć po tylu latach. Słuchaj, a może wymienimy się
telefonami? – zaproponowała.
- Chętnie. Nigdy nie wiadomo, kiedy może
się przydać. – zapisałyśmy sobie szybko swoje numery w komórkach, po
czym pożegnałam się z moją starą znajomą i skierowałam się w stronę
wyjścia. Pociąg zwalniał, a ja widziałam już malujący się przed oczami
obraz tak bardzo znajomej stacji kolejowej. Chwyciłam w rękę walizkę i
gdy tylko rozsunęły się drzwi pociągu, wyskoczyłam z niego z ogromną
radością i ruszyłam w poszukiwaniu auta mojej siostry…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz