Obudziło mnie ćwierkanie ptaków i ciepłe
promienie słońca, które wpadając przez okno mojego pokoju, raziły prosto w
twarz. Spojrzałam krzywo mrużąc oczy. Cóż, takie uroki posiadania pokoju od
strony wschodu. Nawet nie wiem jak się tu znalazłam, bo przecież jeszcze przed
chwilą siedziałam w ciemnej kuchni na kolanach Zbyszka. Wyciągnęłam rękę w
stronę nocnego stolika, na którym szukałam po omacku komórki, żeby sprawdzić
godzinę. Dochodziła ósma. Skrzynka odbiorcza normalnie pękała w szwach, więc
szybko odczytałam otrzymane wiadomości. No tak. Mogłam się tego spodziewać. Ewa
i Maja zasypały mnie lawiną pytań o dalszy ciąg wydarzeń wczorajszego dnia, a w
zasadzie to wczorajszego wieczoru. A
trwajcie sobie w błogiej niewiedzy i niepewności! Odpiszę później – pomyślałam. Odłożyłam telefon z powrotem, po czym
ziewając, leniwie się przeciągnęłam. Wszystko na sobie miałam, co mnie bardzo
cieszyło, więc o jakieś niepożądane ruchy ze strony Bartmana nie musiałam się
obawiać. Wstałam z łóżka, otworzyłam na oścież drzwi szafy i zagłębiłam się w
otchłań moich ciuchów. Zdecydowałam się na dżinsowe niebieskie szorty i żółtą
bokserkę z motywem jakiegoś ptaka czy innego podobnego dziwactwa. Nałożyłam na
nogi japonki i skierowałam się do drzwi. Kiedy je otworzyłam, moim oczom ukazała
się słynna żółta samoprzylepna karteczka, której zawsze z dziewczynami
używałyśmy do przekazywania sobie informacji. Już miałam w głowie czarną wizję,
że Zbyszek odjechał bez pożegnania, że zostawił mi suchą wiadomość na do widzenia. Zerwałam ją szybko z
powierzchni drzwi i przeczytałam:
„Uwaga!
Quiz! Do wygrania cenna nagroda! Prosimy wykonywać zadania zgodnie z
poleceniami. Życzymy powodzenia! ;)
KROK
1. - ”Na dobry początek dnia zrób dziewięć przysiadów i odliczaj na głos każdy
kolejny wykonany. Jeśli wykonałaś zadanie, krzyknij: ‘GOTOWE’ i przejdź do
łazienki.”
Ryjek mi się śmiał jak to przeczytałam,
bo wiedziałam, że ten Wariat znowu coś kombinuje. No, ale jak było napisane w
poleceniu, tak też zrobiłam. Wykonałam dziewięć przysiadów odliczając na głos,
w szczególności głośno artykułując ten ostatni. Ciekawe dlaczego miałam zrobić
ich akurat dziewięć? Jaki dziwny zbieg okoliczności, nieprawdaż? Poszłam do
łazienki. Nie muszę chyba mówić o tym, że w całym pomieszczeniu rozchodziła się
przyjemna woń męskich perfum, która wywoływała u mnie euforię. Na lustrze
kolejna karteczka.
„KROK
2. – Podczas wykonywania jakiej czynności, mężczyźni najczęściej śpiewają?
Znajdź to miejsce i przyjrzyj się jemu dokładniej. Napisz na karteczce, skład
wyjściowej szóstki na mecz Polska – Brazylia. Jeśli wykonałaś zadanie, krzyknij
‘GOTOWE’ i przejdź do kuchni.”
Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to
śpiewanie przy goleniu. Ale niestety w pobliżu umywalki nic nie było. Stałam
jak głupia i zastanawiałam się, co to może być. I do tego jeszcze ten skład? Po
co to komu? I niby jak i czym miałam to zrobić, stojąc bezradnie na środku
łazienki? Rozglądnęłam się dwieście trzydziesty pierwszy raz i mnie nagle olśniło.
Prysznic! Faceci śpiewają pod prysznicem! Rozsunęłam szybko drzwi kabiny i moim
oczom ukazał się mały, ale jakże piękny bukiecik kwiatów. Obok niego karteczka
i ołóweczek, które zapewne miały mi posłużyć do wypisania składu. Szybko
nabazgrałam nazwiska wytypowanych przeze mnie siatkarzy, zabrałam kwiaty i
popędziłam do kuchni, a tam następna informacja.
„KROK
3. – Jeśli to czytasz, wiedz, że idzie Ci całkiem nieźle, bo jesteś prawie u
celu. :) Weź w rękę
widelec i idź tam, gdzie stała babcia.”
Hę?! Co on, głupi czy jaki? Stałam jak
zdębiała i nie wiedziałam, w którym kierunku mam się ruszyć. Zaglądnęłam więc do
każdego pokoju, jednak tam pustka, żadnych znaków szczególnych, żadnych
karteczek. Chodziłam jak taki oszołom z tymi kwiatami, karteczkami i widelcem i
zastanawiałam się, czy to jest takie trudne do odgadnięcia, czy ja jestem taka
tępa. Przechodząc korytarzem, zauważyłam kątem oka ruszającą się firankę i
otwarte jak szeroko drzwi balkonowe. Hmm, dziwne, przecież zamykałam je, kiedy
szłam spać. Poszłam to sprawdzić i wychodząc na balkon mało co nie dostałam palpitacji
serca z wrażenia. Pięknie przystrojony stolik, a na nim pełno jedzenia, dwie
filiżanki kawy, kwiatek w wazonie i
jakieś eleganckie pudełeczko. Kopara opadła mi do samej ziemi. Stałam jak wryta
i przecierałam ze zdziwienia oczy, czy dobrze widzę. Szok. Po prostu jeden
wielki szok! Długo zbierałam swoją szczękę z podłogi. A więc to tutaj miały
mnie zaprowadzić wskazówki… Śniadanie na balkonie.
- Dzień dobry. – usłyszałam nad swoim
uchem niski i jakże przyjemny głos, aż normalnie podskoczyłam.
- Musisz mnie straszyć? Koniecznie
chcesz, żebym dostała zawału? – odwróciłam się w stronę mężczyzny.
- Jeśli miałbym wówczas robić Ci
resuscytację, to czemu nie? – zaśmiał się łobuzersko. – Jak tam wrażenia z
quizu? Już myślałem, że nigdy tu nie dotrzesz…
- Jak zobaczyłam ten żółty świstek
papieru na moich drzwiach, to pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to to,
że sobie pojechałeś.
- Odjazd bez pożegnania? To nie w moim
stylu. – uśmiechnęliśmy się oboje w tym samym czasie.
- Wrażenia… Ogólnie pozytywnie mnie zaskoczyłeś
tymi wszystkimi zagadkami i muszę przyznać, że nieźle się bawiłam. Ale skąd u
licha mam wiedzieć, gdzie stała babcia?
- No jak to, nie wiesz gdzie? Tu, gdzie
teraz jesteśmy, na balkonie.
- Aaaha, no tak! Babcia stała na balkonie, dołem dziadek defilował… - zanuciłam.
- Brawo za spostrzegawczość. Widziałem,
że z ostatnią rzeczą masz problem, dlatego otworzyłem drzwi balkonowe, żeby
trochę Ci to zadanie ułatwić. – mrugnął okiem.
- No dziękuję Ci bardzo, Łaskawco.
Ciekawa jestem, gdzie znalazłeś sobie kryjówkę, że tak wnikliwie oceniałeś moje
poczynania. Pewnie miałeś ze mnie ubaw po pachy.
- Drobiazg. Nie mogę Ci zdradzić mojej
tajnej kryjówki, bo to wielka tajemnica.
- Wariat.
- Ale za to jaki fajny! – jaki pewniacha
z niego.
- A powiesz mi jakim cudem znalazłam się
w swoim pokoju? Bo o ile dobrze pamiętam to jeszcze niedawno siedziałam w
kuchni, a nie przypominam sobie, żebym po nocy lunatykowała.
- Zasnęłaś mi na kolanach i co miałem
zrobić? Zaniosłem Cię do pokoju, bo przecież kręgosłup by mi do rana nie
wytrzymał w takiej pozycji. – zachichotał.
- No wiesz, co? – spojrzałam na niego
groźnie.
- Żartuję przecież. – na jego twarzy
zagościł promienny uśmiech. – Chciałem, żebyś się porządnie wyspała w łóżku.
- Ale mi było całkiem wygodnie. –
spojrzałam na niego zalotnie. – A Ty?
- Ja też spałem w łóżku. – wyszczerzył
zęby.
- Ale…?
- Nic się nie bój, nie spaliśmy razem. –
uśmiechnął się. - No, to co? Zapraszam na śniadanie. – włączył RMF FM i wskazał
ręką sto zastawiony stół.
- Boże… Tosty, dżem, świeże bułeczki,
wędliny, sery, warzywa… Skąd Ty to wszystko wziąłeś? Przecież nie miałam nic w
lodówce!
- A mało to sklepów w okolicy? Nie
dramatyzuj, tylko jedz, bo jesteś chuda jak patyk. – zaczął nakładać
wszystkiego po trochu na jeden z talerzyków.
- Rozumiem, że tą porcję to szykujesz
dla siebie, tak?
- Nie, dla Ciebie. Proszę bardzo,
wcinaj.
- Chyba oszalałeś! W życiu tyle nie
zjem.
- Zjesz, zjesz. Wujek Zbyszek tego
dopilnuje. Śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu całego dnia. – dołożył mi
jeszcze tosta z dżemem truskawkowym. – Będę siedział tu tak długo, aż talerz
nie będzie pusty.
- Przecież musisz jechać do Spały.
- No właśnie, a chyba nie chcesz, żeby
Anastasi mnie wywalił z kadry, nie?
- No jasne, że nie!
- No, to dlatego teraz musisz wszystko
ładnie zjeść.
- Ty i te Twoje chwyty… - zaśmiałam się
pod nosem, ale patrząc na ten wielki kopiec jedzenia, wcale nie było mi do
śmiechu. Przeżuwając chrupiącą bułeczkę z wędliną, żółtym serem i pomidorem,
przypomniało mi się o nagrodzie. – Zibi?
- Słucham?
- A gdzie wspomniana nagroda za rozwiązanie
quizu?
- A zasłużyłaś? – zakpił.
- No wiesz, co?! Pomijając akcję z
widelcem i babcią, poszło mi całkiem nieźle. – wystawiłam język w jego stronę.
- Tak, tak. Następnym razem będę musiał
wymyślić coś trudniejszego.
- Przewidujesz następny raz?
- A czemu by nie? Raz, drugi, trzeci… -
z wypowiadaniem każdej kolejnej cyfry, zbliżał się do mnie i kiedy nasze oczy
spotkały się na jednym poziomie, musnął delikatnie mój policzek, po czym
zalotnie się uśmiechnął. – Proszę, oto nagroda. – wstał z krzesła i wręczył mi
pudełeczko, które już wcześniej zwróciło moją uwagę, ale nie miałam śmiałości
zapytać, co w nim się znajduje.
-
A dziękuję. – odwdzięczyłam się uśmiechem. Podniosłam do góry wieczko i wyjęłam
z opakowania kawałek biało – czerwonego materiału. Kolejny raz tego ranka
doznałam ciężkiego szoku…
- Ja nie mogę! Koszulka z Twoim
nazwiskiem i numerkiem! Ale zaraz, zaraz! Asseco Resovia?!
- Dobrze widzisz Madziu, dobrze.
- Chcesz przez to powiedzieć, że… - podniosłam
tyłek z siedziska i stanęłam obok niego.
- Że podpisałem roczny kontrakt z Rzeszowem
– powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Naprawdę?! – pytałam z niedowierzaniem.
- No naprawdę.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! –
rzuciłam mu się na szyję z tej radości, chociaż chwilę później stwierdziłam, że
przegiełam.
- Przymierzysz? Powinna być dobra. –
jego zawadiacki uśmiech mnie rozbrajał.
- Jasne, już przymierzam. – nałożyłam na
bokserkę rzeszowskiego pasiaka i mogę stwierdzić jedynie jedno: wisi na mnie
jak na wieszaku. – No śliczna ta koszulka, ale ekhm, z lekka za duża. –
zachichotałam.
- Oj tam, nie czepiaj się.
- No skoro uważasz, że wyglądam jak
dwutonowa słonica, to dziękuję Ci bardzo, siatkarzyku. - skwitowałam
żartobliwie.
- Przestań, Lena. Wcale tak nie uważam.
Wyglądasz w niej uroczo. – zagwizdał.
- Dobrze, dobrze Kotenieńku. –
powiedziałam na odczepnego. – Ale powiedz, kiedy podpisałeś ten kontrakt?
Przecież w necie jeszcze nic nie było na ten temat.
- Bo wczoraj byłem na Podkarpaciu.
- Jak to wczoraj? Przecież mówiłeś, że
byłeś w Gdańsku! – spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Kłamałem. – odpowiedział z bananem na ustach. – To znaczy, może nie do
końca, bo to była ważna sprawa.
- Yhym, i określasz ją mianem
„rodzinnej”?
- A czemu by nie? Przecież to, w jakim
klubie gram, ma ogromny wpływ na moje relacje z rodziną, zarówno tą obecną jak
i tą przyszłą…
- Nie masz przypadkiem gorączki? Bo coś
zaczynasz majaczyć. – rzuciłam z nutką ironii i dotknęłam jego czoła.
- Nie mam żadnej gorączki, a jak już, to
chyba białą i w dodatku przez Ciebie. – skwitował, po czym zdjął moją dłoń z
czołówki i ujął ją w swoich wielkich grabulach.
- No więc powiesz mi jak to wszystko
było naprawdę? Liczę na jakieś sensowne wyjaśnienie, Panie Bartman.
- Prawda jest taka, że nie miałem żadnej
sprawy rodzinnej w Gdańsku. Wczoraj podpisywałem umowę z Asseco i z Rzeszowa
przyjechałem prosto tutaj, do Poznania. Nie przejeżdżałem po drodze. Przyjechałem
tu specjalnie dla Ciebie. Jesteś pierwszą osobą, zaraz po moich rodzicach i
siostrze, której powiedziałem o tym kontrakcie. Chciałem zrobić Ci
niespodziankę, Madziu. – jeszcze długo po tym, jak to powiedział, patrzył mi
prosto w oczy, a ja znowu nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Tych wyznań w
ostatnim czasie było chyba zdecydowanie za dużo, bo zasób mojego słownictwa się
wyczerpał. – Nie będę ukrywać i na pewno się powtarzam, ale jesteś dla mnie kimś
ważnym, kimś wyjątkowym. – dodał, a moja twarz zapewne przybrała kolory purpury.
- Jest mi niezmiernie miło, że tak mówisz.
W ogóle to bardzo się cieszę, że przyjechałeś, że tu jesteś… ze mną… -
powiedziałam nieśmiało.
- No już, przestań się rumienić,
Wstydzioszku. – przytulił mnie do siebie.
O Jezu, jakie to było cudowne uczucie! Czułam
się w jego wielkich ramionach jak w raju. Miałam poczucie, że są one bezpieczną
kryjówką, azylem przed wszystkim tym, co groźne, niemiłe i obce. W radio
rozbrzmiewała piosenka Rafała
Brzozowskiego – „Tak blisko”, Zibi jeszcze mocniej mnie objął i oparł swoje
usta na moim czole, delikatnie je całując raz po raz. Chciałam, żeby ta chwila
trwała wiecznie i nigdy się nie kończyła. Po chwili oderwał głowę od mojej i
patrzył mi głęboko w oczy, jakby chciał czegoś w nich poszukać, coś odkryć. Ta
wzrokowa penetracja była wręcz czymś nie do opisania! Uwielbiałam jego zielone
tęczówki, a okulary na nosie dodawały im jedynie uroku. Wiedziałam. Czułam, że
zaraz to zrobi. Że mnie pocałuje. Długo nie trwało, a jego usta były już
milimetry od moich i znów ucałował moje kąciki ust. Rozchyliłam delikatnie wargi,
a on odpowiedział mi namiętnym, ognistym pocałunkiem. A gdy chciał się już
cofnąć, powstrzymałam go swoimi ustami. Nie chciałam opuszczać tej pięknej
krainy, do której zawędrowałam dzięki niemu. Trwaliśmy tak złączeni i zatraceni
w swoich objęciach, aż w końcu Bartman przechylił mnie na jedną stronę i cały
czas mocno trzymając, obniżał do dołu niczym w jakimś tańcu.
- „Kiedy
będziesz już gotowa, daj mi znać. Wiesz, że mogę czekać, dam Ci jeszcze czas…”
– zaśpiewał nagle razem z Brzozowskim.
- Czekać, na co? - zapytałam, dając
wyraźny znak na to, żeby postawił mnie z powrotem do pionu. Gdyby tak jeszcze
parę razy mnie obniżył, miałabym ciekawe spotkanie z betonowym podłożem, który
wypełniał powierzchnię mojego balkonu.
- Wiem, że to wszystko dzieje się w
zawrotnym tempie, że może za wcześnie na jakiekolwiek deklaracje, że może nie
będziesz chciała… ale ja chciałbym spróbować. Wiem też, że to się może wydawać
dziwne i trudne w realizacji, ale kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Nie musisz
mi dziś odpowiadać Madziu, przemyśl to sobie dobrze, te wszystkie „za” i
„przeciw”. Powiesz, jak będziesz gotowa. – nie muszę chyba wspominać, że stałam
jak taki sztywny pal Azji, zablokowałam się totalnie, zaniemówiłam i w ogóle. Z jednej strony niezmiernie się cieszyłam, w
moim brzuchu buszowało stado motyli i innych kolorowych dziwadeł i chciałoby
się już odpowiedzieć, że się zgadzam. Z drugiej strony jednak gdzieś tam w moim
małym móżdżku paliła się czerwona lampka.
- Nie będę ukrywać, że odkąd Cię
poznałam, w moim życiu nastała istna rewolucja. Zmieniło się wiele rzeczy… Zbyszku,
Ty też nie jesteś mi obojętny, ale ja chyba potrzebuję czasu, żeby to wszystko
przemyśleć. Nie gniewaj się, ale ja, w przeciwieństwie do Ciebie, nie jestem w
gorącej wodzie kąpana i zanim podejmę jakąkolwiek decyzję, muszę ją sto razy
przeanalizować. – uśmiechnęłam się lekko.
- Jasne, że się nie gniewam. Rozumiem. Będę
cierpliwie czekał, chociaż nie ukrywam, będzie to dla mnie wielkie wyzwanie, bo
wiesz jaki ja jestem czasami narwany.
- Zdążyłam już to zauważyć po Twoim
zachowaniu na boisku. – skwitowałam i odwróciłam się do stolika, żeby wziąć do
ręki filiżankę, prawie już zimnej, kawy.
- Praca i życie osobiste to dwie różne
sprawy, Madziu…
- I w tym życiu osobistym jesteś
bardziej spokojny, tak? Przecież przed chwilą twierdziłeś, że czekanie będzie
ciężkim wyzwaniem. Phi! – zakpiłam.
- Nie naśmiewaj się ze mnie. Zresztą, to
jest inna sprawa. Na Ciebie mogę czekać całe życie. – skradł mi całusa, po czym
wziął mój kubek w ręce i upił z niego kilka łyków czarnej używki.
- A jak Ty to wszystko sobie wyobrażasz?
Przecież ja mam tutaj studia, rodzinę, przyjaciół… Ty ciągle w rozjazdach… Jak i kiedy
mielibyśmy się spotykać?
- Wiem, że to nie będzie łatwe, ale jak
to mówią: „dla chcącego nic trudnego”. Na wszystko znajdzie się jakieś
rozwiązanie, ale najpierw proszę Cię, przemyśl to na spokojnie. Przyjdzie czas,
będzie rada. Ja nie chcę Cię do niczego zmuszać, nie chcę żebyś podejmowała decyzję
pod wpływem impulsu, chwili czy emocji. Zrozumiem, jeśli powiesz: „nie”.
- Z każdą chwilą coraz bardziej mnie
zadziwiasz, wiesz? – skwitował to serdecznym uśmiechem. Przez chwilę staliśmy w
milczeniu i, oparci o barierki balkonu, obserwowaliśmy to, co działo się na
ulicy.
- Lena, jest mi tu z Tobą dobrze i
najchętniej już bym tu został, ale wiesz, że muszę się powoli zbierać... Jeśli
chcesz mnie jeszcze zobaczyć w reprezentacji, nie mogę się spóźnić do Spały.
Trener mi zaufał i nie mogę go zawieść.
- Wiem, Zibi, wiem... – posmutniałam i
spuściłam głowę.
- Nie smutaj, niedługo znowu się
zobaczymy. – podniósł palcem wskazującym mój podbródek do góry i popatrzył mi
głęboko w oczy. – Pewnie nie polecisz do Sofii na finał Ligi Światowej, ale do
Zielonej Góry na Memoriał Wagnera masz przecież całkiem blisko.
- Przyjdzie czas, będzie rada. –
odpowiedziałam z przekąsem.
- Wisz, co? Cwana Bestia z Ciebie. Widać
od kogo uczysz się ciętych ripost. – zaśmiał się.
- Od samego Mistrza, Zbyszku, od samego Mistrza.
Weszliśmy do mieszkania, Zibi pozbierał
swoje rzeczy i spakował je do wielkiej torby. Po porannym wyznaniu wiedziałam
już, że nie znalazła się ona w jego aucie przypadkowo. Z ciężkim sercem, ale
zeszłam przed kamienicę i odprowadziłam go do pojazdu na pobliski parking. Po drodze
wstąpił do sklepu po RedBulla, którego wypił jednym duszkiem przed samochodem.
Drugiego zostawił sobie „na drogę”, w razie gdyby miał nagłe pragnienie na
sączenie tego świństwa. Ble!
- Dziękuję Ci. - ucałowałam bartmanowe
lico.
- Za co?
- Za wszystko: za samą wizytę, za
taniec, za szczere rozmowy w nocy, za poranną zabawę, za pyszne śniadanie, za
świetną wiadomość i za koszulkę. Sprawiłeś mi ogromną niespodziankę i naprawdę
nie wiem, co mam więcej powiedzieć. Zaimponowałeś mi.
- Ja Tobie też dziękuję, wiesz?
- Mi? A niby za co?
- Za to, że przez te kilkanaście godzin
mogłem patrzeć na Ciebie i na Twój piękny uśmiech. – znów się zawstydziłam. -
No i oczywiście za to, że mnie nie wywaliłaś z domu na zbity pysk, tylko przyjęłaś
z otwartymi ramionami i jeszcze udzieliłaś noclegu! – dodał żartobliwie.
- Sam się wepchnąłeś do mieszkania, to
co niby miałam zrobić? – zaśmiałam się głośno.
- Przygarnąć Kropka. – posłał mi swój
czarujący uśmiech numer dziewięć. – Mała, muszę jechać. Nie chcę, ale muszę.
Trzymaj się, przemyśl wszystko na spokojnie i „kiedy będziesz już gotowa, daj mi znać”… - zanucił, po czym
zbliżył się i mocno mnie przytulił. – Do końca życia zapamiętam chwile spędzone
z Tobą.
- Ja też, Zibi. – wyswobodziłam się z
jego uścisku, wspięłam się lekko na palce i złożyłam na jego ustach gorący
pocałunek. Siatkarz nie pozostawał mi dłużny i odwdzięczył się tym samym,
doprowadzając mnie jednocześnie przez najbliższych kilka minut do obłędu.
- Nie, koniec tego! – przerwał nagle, a
ja się wystraszyłam. – Jesteś taka słodka, że mógłbym Cię zjeść w całości i
czuję, że jeśli zaraz stąd nie odjadę, tak się stanie, a przecież tego nie
chcę. – spojrzał prosto w moje oczy i posłał uwodzicielski uśmiech.
- Wariat. Jedź już, jedź, bo Anastasi będzie
się złościł. Uważaj na siebie i nie szarżuj.
- Nic się nie bój. Do zobaczenia,
Magdaleno. – ucałował mnie ostatni raz w czoło, wsiadł w swoje białe audi i
odjechał.
- Szerokiej drogi… - powiedziałam po
cichu, stojąc na chodniku i patrząc jak biała plamka oddala się i ginie wśród
innych pojazdów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz