7.08.2013

Rozdział 11.


            Ciekawość mnie zżerała – nie powiem, że nie… Przez głowę przeleciała mi zupełnie przypadkowa i absolutnie żartobliwa myśl: „No, Lena ogarnij się, bo Bartman do Ciebie pisze”.  To naprawdę idiotyczne, dlatego zaśmiałam się sama z siebie i zabrałam się za rozklejanie koperty, po czym wyjęłam jej zawartość. Trzymałam w dłoni piękną kartę Wielkanocną, której wierzchnią stronę zdobiły malutkie kurczaczki, kaczuszki, zajączki i kolorowe pisanki.  Naprawdę  jeszcze nigdy w życiu nie widziałam takiej oryginalnej kartki, niby taka zwykła i normalna, a jednak miała w sobie coś, co urzekało. Rozłożyłam jej połacie i stanęłam jak wryta. To, co zobaczyłam, co przeczytałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Zaniemówiłam.
,,Niech czas Wielkanocny utrzyma nasze marzenia w mocy,
A wszystkie życzenia okazały się do spełnienia…
Aby nie zabrakło nam wzajemnej życzliwości…
Abyśmy przez życie kroczyli w ludzkiej godności,
A symbol Boskiego odrodzenia
I dla nas był celem do spełnienia.
Wesołych świąt!
Najserdeczniejsze życzenia Wielkanocne dla poznańskich siatkarskich Gwiazd
przesyłają
reprezentanci Polski w siatkówce mężczyzn.”

Pod tymi pięknymi życzeniami podpisy wszystkich członków kadry, którzy zawitali do nas na trening. Odebrało mi ponownie mowę. O co w tym wszystkim chodzi? Czy ktoś robi jakieś głupie żarty? – pomyślałam. Byłam przekonana, że autorem tej pocztówki będzie jakiś mężczyzna. Nie myliłam się, ale nie podejrzewałam, że będzie ich aż tylu! Na czele wszystkich autografów on – Zibi Bartman. Jak śmiem przypuszczać – główny pomysłodawca akcji pod kryptonimem „KURCZACZEK”… Zakręciło mi się w głowie i byłam bliska palpitacji serca, serio. Cieszyłam się jak głupia, w brzuchu latały przysłowiowe motyle, jednak po chwili mój entuzjazm zgasł. Ochłonęłam i zaczęłam patrzeć na to racjonalnie. Zastanawiałam się skąd do jasnej Anielki on miał mój adres?! Jakim cudem ja to przepraszam bardzo dostałam?! Gołębiem to wysłał czy jak?! Czy to się dzieje naprawdę…? Dlaczego to zrobił? Czy oni traktują tak każde spotkane dziewczyny i wysyłają im różne rzeczy? Czym sobie na to zasłużyłyśmy? Setki pytań w mej głowie, lecz ani jednej odpowiedzi… Zebrałam wszystkie świstki i chciałam iść do mieszkania, bo przecież ile można stać przy skrzynkach pocztowych… I właśnie wtedy usłyszałam, że coś spadło na podłogę. Pochyliłam się, żeby sprawdzić, czy czasem nie wypadła mi z ręki jakaś ulotka, ale nie. Na ziemi leżała jeszcze jedna koperta, mniejsza niż ta od siatkarzy. Podniosłam ją, zaadresowana do mnie tym samym charakterem pisma, a kiedy nią poruszyłam, w środku coś się przemieszczało. Nie wytrzymałam tego napięcia i jednym ruchem rozerwałam bąbelkową białą kopertę. Kiedy wzięłam do ręki otrzymany przedmiot, znowu wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Dostałam breloczek do kluczy, którego jedna strona pokryta była narodowymi barwami i małym orzełkiem, a na drugiej widniało grupowe mini-foto siatkarzy. Aż mi się miło na serduchu normalnie zrobiło. A no i oczywiście był kolejny, tak moi Drodzy, kolejny liścik. Od Zbyszka.

O nic nie pytaj. Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku.
Drobny prezencik dla Pani Kapitan z Poznania od Kapitana z Jastrzębskiego Węgla. ;)
Pozdrawiam, Zibi.

O mamusiu! Trzymajcie mnie, bo padnę! I czym ja sobie zasłużyłam na upominek? Nie wiem, co to wszystko miało znaczyć, ale jednego jestem pewna – pomysły to on ma niezłe. Zebrałam wszystko i popędziłam na górę pochwalić się przyjaciółce.
- O, poczta! Jest coś dla  mnie? – zapytała Majka na wejście krzątając się po korytarzu i rozpakowując się.
- Niestety nic dla Ciebie nie ma. Są tylko do zapłaty rachunki, jesteś zainteresowana? – spojrzałam na nią z udawanym sarkazmem.
- Eee, nie, wiesz jakoś nie. – zaśmiała się. – A co tam masz ciekawego?
- No właśnie nie uwierzysz co! Spójrz tylko. – Maja wzięła w ręce korespondencje, przeczytała, a jej zdziwiona mina mówiła sama za siebie.
- Boże, Lena! Bartman Ci to przysłał?
- Wygląda na to, że tak.
- Ale jakim cudem? Skąd miał Twój adres? – nie można opisać słowami jej szoku i niekończących się pytań.
- Nie mam zielonego pojęcia, a sama jestem mocno ciekawa co on wykombinował.
- No, no, i jeszcze jaki głęboki, przemyślany tekst Zbyszka… Taki z niego filozof?
- Nie wiem, czego się czepiasz. Przecież to, co napisał jest bardzo fajne i przede wszystkim bardzo życiowe. – sama się złapałam na tym, że go broniłam, jednak Kosidowska to zauważyła  To naprawdę wspaniałe, że pomyśleli o nas i wysłali nam kartę na święta. A to, że dostałaś prezencik od Zbyszka to już w ogóle! Fiu, fiu! Widocznie mu się spodobałaś. – puściła do mnie oczko.
- Znowu zaczynasz? – skarciłam ją swoim zabójczym spojrzeniem.
- Ok, ok. Już nic nie mówię. – uśmiechnęła się i w radosnym nastroju chodziła po korytarzu. - Zrobiłam herbatę, chodźmy do kuchni.

W międzyczasie do domu wróciła Ewka, która podobnie jak my, przywiozła od swojej mamy niezłą wałówkę. Chyba przez najbliższy tydzień nie będziemy obiadów gotować, bo zgromadziłyśmy spory zapas. Maja w na powitanie poinformowała ją o niespodziance, jaką sprawili nam siatkarze i o rzekomych, miłosnych podbojach niejakiego Pana Zbigniewa B. Ewa nie kryła swojego entuzjazmu i powiedziała, że koniecznie muszę im za to podziękować. Fajnie, tylko niby jak? Czasami te moje współlokatorki mają takie pomysły, że głowa mała. Wyśmiałam ją i kazałam popukać się w głowę. Resztę dnia spędziłyśmy w bardzo dobrych humorach, opowiadałyśmy sobie o świętach i zajadałyśmy domowe pyszności. Maja wymieniła chyba milion sms’ów ze swoim doktorkiem co chwilę jej mordka śmiała się do ekranu telefonu. Ewa nie była gorsza, bo romansowała z Maćkiem i myślami była chyba w zupełnie innym miejscu, innym świecie. Tylko ja siedziałam osamotniona. Patrzyłam na radosne twarze moich koleżanek i pomimo tego, że cieszyłam się ich szczęściem, chyba pierwszy raz w życiu im zazdrościłam. Zazdrościłam tego, że mają do kogo się odezwać, zadzwonić czy przytulić… Po obfitej kolacji szybko wzięłam prysznic i zamknęłam się w swoim pokoju. Odpaliłam laptopa, sprawdziłam pocztę i facebook’a, no i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie trafiła na kanał youtube.  Obejrzałam chyba wszystkie możliwe filmiki i znowu się nim jarałam jak głupia, jakbym miała czternaście lat. Jeszcze niedawno śmiałam się z tych wszystkich „hotek” napalających się na swojego idola, a tymczasem sama się tak zachowuję. Całe szczęście, że wyłączyli nam prąd, bo chyba jakaś awaria była – w przeciwnym razie tkwiłabym tak do rana. I wcale nie chciałoby mi się spać! Położyłam się zatem do łóżka i żeby odgonić od siebie bartmanowe myśli, zaczęłam zastanawiać się nad pułapką na szefa mojej siostry. Z wiadomych powodów nie mogłam się jednak skupić i nic sensownego nie wymyśliłam, dlatego owinęłam się kołdrą i poszłam spać.
***
[Miesiąc później.]

Majce troszkę widać brzuszek, ale tylko troszkę. Wszystko jest dobrze, a malec rozwija się prawidłowo.  W końcu ma takiego specjalistę u boku, że niejedna jej pewnie zazdrości. Sesja na uczelni się rozpoczęła i odpukać – póki co wszystko zaliczone, oby tak dalej. Przez ostatni miesiąc nie dostałam kolejnej tajemniczej korespondencji, a szkoda. Po dłuższych przemyśleniach stwierdziłam, że to, co zrobił Zibi było tylko i wyłącznie miłym gestem z jego strony i tyle. Uważam, że nie było w tym żadnych podtekstów, a już na pewno nie miałoby to wyrażać niby jego uczuć do mnie. Dziewczyny powariowały i ciągle mi mącą w głowie, że mam się jakoś ze Zbyszkiem skontaktować i mu podziękować za życzenia i za breloczek. No proszę jakie mądre pomysły nagle miały…
Byłam też z Arkiem w kinie na filmie „Nad życie” o Agacie Mróz. Nie będę ukrywać i ściemniać, że mnie nie poruszył, bo poruszył i to bardzo mocno. Łzy leciały po policzkach bez końca, a Arkadiusz tylko podawał mi świeże chusteczki i przytulał w smutnych momentach. To niesprawiedliwe, że odeszła od nas w tak młodym wieku, bo przecież miała jeszcze przed sobą całe życie i wiele marzeń do spełnienia. Los bywa okrutny. Szkoda, że nie mogę powiedzieć: ,,To był tylko film, to nie wydarzyło się naprawdę”... Ogólnie bardzo mi się podobał, znakomity dobór aktorów, wspaniała gra aktorska, wzruszający podkład muzyczny… Ech, no chyba więcej nie muszę mówić…
Dwa tygodnie temu załatwiłam przełożonego Sandry. Nie było łatwo, ale z pomocą kilku osób się udało. Pewnej nocy wpadł mi bowiem do głowy świetny pomysł, co by go zlikwidować raz na zawsze. Brat mojej koleżanki z gimnazjum, z Konina jest policjantem i pracuje na komisariacie, dlatego poprosiłam go o wsparcie w mojej tajnej akcji. Ubrałam się wyzywająco, bo wiedziałam, że ten pacan leci na ubiory eksponujące kobiece ciało i udałam się do firmy, w której miałam zastać szefa. Z posterunkowym Markiem umówiłam się tak, że jeśli coś się będzie dziać, dam mu cynk, a wtedy on zainterweniuje. Udawałam wielkie zainteresowanie proponowanymi ofertami handlowymi przez bossa i złapałam go już kilka razy na tym, jak patrzył na moje nogi i dekolt. A ja specjalnie przed nim paradowałam w takim stroju, dopytywałam o wszelakie parametry danych ofert, żeby tylko być w jego gabinecie jak najdłużej. W najmniej oczekiwanym momencie podszedł do mnie i dotykał mnie w talii i masował po plecach. Nie było to dla mnie przyjemne, ale poświęciłam się dla siostry, ale widocznie mu wpadłam w oko. Dobrze, rybka połknęła haczyk! Wykorzystałam moment, kiedy on nalewał whisky przy swoim minibarku, wyjęłam z torebki telefon i szybko puściłam sygnał do Marka. Szefuncio podał mi szklaneczkę z trunkiem, przy czym nie omieszkał mnie dotykać, tym razem po tyłku, a ja protestowałam i prosiłam by przestał, jednak on nie miał takiego zamiaru. I wtedy do gabinetu wparował Marek, a ja zaczęłam krzyczeć, że ten obleśny facet mnie molestuje i wykonuje nieprzyzwoite ruchy. Posterunkowy bez wahania zaaresztował gnoja i zabrał na komisariat w celu przesłuchań. Sandra i ja również się tam udałyśmy, aby złożyć doniesienie na tego zboczucha. Jak się później okazało, na policję wpłynęło jeszcze kilkanaście takich wniosków. Widocznie nie nie tylko moja siostra była ofiarą tego dupka, ale żadna z dziewczyn nie chciała zrobić tego pierwszego kroku i poinformować o tym policji. Ktoś powie: „Bały się.” A czego tu się bać? Gościu został zawieszony w wykonywaniu swojej pracy, prokuratura nałożyła na niego karę pieniężną, a najbliższe dwa lata spędzi za kratkami. I bardzo dobrze! Przynajmniej pracownice firmy będą miały święty spokój. Mój podstęp okazał się bardzo skuteczny i sprawdził się  stu procentach, także jestem z siebie dumna, a co! Kiedy opowiedziałam całą akcję Ewce i Majce, stwierdziły, że nadaję się na detektywa albo szpiega wywiadu – kolejne świetne pomysły.
Od jakiegoś czasu jest z nami w drużynie moja znajoma sprzed lat – Kaśka, którą poleciałam Panu Gutkowi na miejsce Majki. Skorzystałam z tego, że wymieniłyśmy się kiedyś w pociągu numerami i zadzwoniłam do niej z propozycją gry na libero. Szczerze mówiąc wahała się trochę i nie dała od razu konkretnej odpowiedzi, bo niby chciała pauzować przez ten sezon, niby nie wiedziała jak jej się będzie z nami współpracować, niby coś tam... Wydawało mi się to podejrzane, bo przecież pamiętam, że uwielbiała grać i zawsze dawała z siebie wszystko, dlatego nie wiem skąd takie nagłe wątpliwości. No, ale suma sumarum zgodziła się, trenuje z nami i z tego, co zdążyłam zauważyć, analizuje osobowość każdej z nas. Nie wiem, jakaś dziwna ta Kaśka się zrobiła. Czyżby coś kombinowała…? Czas pokaże.
Siatkarze rozpoczęli już zgrupowanie w spalskich lasach i przygotowują się do Ligi Światowej. Zagraliśmy bezproblemowy sparing z Australią, zmiażdżyliśmy ich totalnie trzy do zera. Oglądałam mecz w telewizji i nie mogłam się na nich napatrzeć, bo grali niesamowicie. Czułam, że w tym roku dadzą innym zespołom znać o sobie i pokażą na co ich stać! I chociaż był to mecz tylko towarzyski i praktycznie o niczym nie świadczył, ja byłam z nich dumna. No, a Zbyszek… Zbyszek sprawił, że nie odrywałam oczu od ekranu telewizora. Byłam nim oczarowana, a na mojej twarzy nieustannie gościł uśmiech. Te piorunujące ataki i zagrywki mówiły same za siebie o klasie tego zawodnika. Ewa i Maja chyba bardziej śledziły moje zachowanie i robienie maślanych oczu na widok Bartmana, niż wynik samego meczu, ale co tam. W końcu po tak długiej przerwie mogłam go zobaczyć „na żywo” w telewizji, toż to musiałam się ślinić na jego widok. Wiem, jestem głupia, nikt mi o tym nie musi mówić. Raz jestem nim zauroczona, a za chwilę sprowadzam się na ziemię i za wszelką cenę chcę go sobie wybić z głowy. Cóż mam więc zrobić w tym fantem…?
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz