Ciekawość mnie zżerała – nie powiem,
że nie… Przez głowę przeleciała mi zupełnie przypadkowa i absolutnie żartobliwa
myśl: „No, Lena ogarnij się, bo Bartman
do Ciebie pisze”. To naprawdę
idiotyczne, dlatego zaśmiałam się sama z siebie i zabrałam się za rozklejanie
koperty, po czym wyjęłam jej zawartość. Trzymałam w dłoni piękną kartę
Wielkanocną, której wierzchnią stronę zdobiły malutkie kurczaczki, kaczuszki, zajączki
i kolorowe pisanki. Naprawdę jeszcze nigdy w życiu nie widziałam takiej
oryginalnej kartki, niby taka zwykła i normalna, a jednak miała w sobie coś, co
urzekało. Rozłożyłam jej połacie i stanęłam jak wryta. To, co zobaczyłam, co
przeczytałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Zaniemówiłam.
,,Niech czas Wielkanocny utrzyma nasze marzenia w
mocy,
A wszystkie życzenia okazały się do spełnienia…
Aby nie zabrakło nam wzajemnej życzliwości…
Abyśmy przez życie kroczyli w ludzkiej godności,
A symbol Boskiego odrodzenia
I dla nas był celem do spełnienia.
Wesołych świąt!
A wszystkie życzenia okazały się do spełnienia…
Aby nie zabrakło nam wzajemnej życzliwości…
Abyśmy przez życie kroczyli w ludzkiej godności,
A symbol Boskiego odrodzenia
I dla nas był celem do spełnienia.
Wesołych świąt!
Najserdeczniejsze życzenia
Wielkanocne dla poznańskich siatkarskich Gwiazd
przesyłają
reprezentanci Polski w siatkówce
mężczyzn.”
Pod tymi
pięknymi życzeniami podpisy wszystkich członków kadry, którzy zawitali do nas
na trening. Odebrało mi ponownie mowę. O
co w tym wszystkim chodzi? Czy ktoś robi jakieś głupie żarty? – pomyślałam.
Byłam przekonana, że autorem tej pocztówki będzie jakiś mężczyzna. Nie myliłam
się, ale nie podejrzewałam, że będzie ich aż tylu! Na czele wszystkich
autografów on – Zibi Bartman. Jak śmiem przypuszczać – główny pomysłodawca akcji
pod kryptonimem „KURCZACZEK”… Zakręciło mi się w głowie i byłam bliska
palpitacji serca, serio. Cieszyłam się jak głupia, w brzuchu latały
przysłowiowe motyle, jednak po chwili mój entuzjazm zgasł. Ochłonęłam i zaczęłam
patrzeć na to racjonalnie. Zastanawiałam się skąd do jasnej Anielki on miał mój
adres?! Jakim cudem ja to przepraszam bardzo dostałam?! Gołębiem to wysłał czy
jak?! Czy to się dzieje naprawdę…? Dlaczego to zrobił? Czy oni traktują tak
każde spotkane dziewczyny i wysyłają im różne rzeczy? Czym sobie na to
zasłużyłyśmy? Setki pytań w mej głowie, lecz ani jednej odpowiedzi… Zebrałam
wszystkie świstki i chciałam iść do mieszkania, bo przecież ile można stać przy
skrzynkach pocztowych… I właśnie wtedy usłyszałam, że coś spadło na podłogę.
Pochyliłam się, żeby sprawdzić, czy czasem nie wypadła mi z ręki jakaś ulotka,
ale nie. Na ziemi leżała jeszcze jedna koperta, mniejsza niż ta od siatkarzy.
Podniosłam ją, zaadresowana do mnie tym samym charakterem pisma, a kiedy nią
poruszyłam, w środku coś się przemieszczało. Nie wytrzymałam tego napięcia i jednym
ruchem rozerwałam bąbelkową białą kopertę. Kiedy wzięłam do ręki otrzymany
przedmiot, znowu wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Dostałam breloczek do
kluczy, którego jedna strona pokryta była narodowymi barwami i małym orzełkiem,
a na drugiej widniało grupowe mini-foto siatkarzy. Aż mi się miło na serduchu
normalnie zrobiło. A no i oczywiście był kolejny, tak moi Drodzy, kolejny
liścik. Od Zbyszka.
O nic nie pytaj. Mam nadzieję, że
wszystko u Ciebie w porządku.
Drobny prezencik dla Pani Kapitan
z Poznania od Kapitana z Jastrzębskiego Węgla. ;)
Pozdrawiam, Zibi.
O mamusiu!
Trzymajcie mnie, bo padnę! I czym ja sobie zasłużyłam na upominek? Nie wiem, co
to wszystko miało znaczyć, ale jednego jestem pewna – pomysły to on ma niezłe.
Zebrałam wszystko i popędziłam na górę pochwalić się przyjaciółce.
- O, poczta!
Jest coś dla mnie? – zapytała Majka na
wejście krzątając się po korytarzu i rozpakowując się.
- Niestety nic
dla Ciebie nie ma. Są tylko do zapłaty rachunki, jesteś zainteresowana? –
spojrzałam na nią z udawanym sarkazmem.
- Eee, nie,
wiesz jakoś nie. – zaśmiała się. – A co tam masz ciekawego?
- No właśnie
nie uwierzysz co! Spójrz tylko. – Maja wzięła w ręce korespondencje,
przeczytała, a jej zdziwiona mina mówiła sama za siebie.
- Boże, Lena!
Bartman Ci to przysłał?
- Wygląda na
to, że tak.
- Ale jakim
cudem? Skąd miał Twój adres? – nie można opisać słowami jej szoku i
niekończących się pytań.
- Nie mam
zielonego pojęcia, a sama jestem mocno ciekawa co on wykombinował.
- No, no, i
jeszcze jaki głęboki, przemyślany tekst Zbyszka… Taki z niego filozof?
- Nie wiem,
czego się czepiasz. Przecież to, co napisał jest bardzo fajne i przede
wszystkim bardzo życiowe. – sama się złapałam na tym, że go broniłam, jednak
Kosidowska to zauważyła To naprawdę
wspaniałe, że pomyśleli o nas i wysłali nam kartę na święta. A to, że dostałaś
prezencik od Zbyszka to już w ogóle! Fiu, fiu! Widocznie mu się spodobałaś. –
puściła do mnie oczko.
- Znowu
zaczynasz? – skarciłam ją swoim zabójczym spojrzeniem.
- Ok, ok. Już
nic nie mówię. – uśmiechnęła się i w radosnym nastroju chodziła po korytarzu. -
Zrobiłam herbatę, chodźmy do kuchni.
W międzyczasie do domu wróciła Ewka,
która podobnie jak my, przywiozła od swojej mamy niezłą wałówkę. Chyba przez
najbliższy tydzień nie będziemy obiadów gotować, bo zgromadziłyśmy spory zapas.
Maja w na powitanie poinformowała ją o niespodziance, jaką sprawili nam
siatkarze i o rzekomych, miłosnych podbojach niejakiego Pana Zbigniewa B. Ewa
nie kryła swojego entuzjazmu i powiedziała, że koniecznie muszę im za to
podziękować. Fajnie, tylko niby jak? Czasami te moje współlokatorki mają takie
pomysły, że głowa mała. Wyśmiałam ją i kazałam popukać się w głowę. Resztę dnia
spędziłyśmy w bardzo dobrych humorach, opowiadałyśmy sobie o świętach i
zajadałyśmy domowe pyszności. Maja wymieniła chyba milion sms’ów ze swoim
doktorkiem co chwilę jej mordka śmiała się do ekranu telefonu. Ewa nie była
gorsza, bo romansowała z Maćkiem i myślami była chyba w zupełnie innym miejscu,
innym świecie. Tylko ja siedziałam osamotniona. Patrzyłam na radosne twarze
moich koleżanek i pomimo tego, że cieszyłam się ich szczęściem, chyba pierwszy
raz w życiu im zazdrościłam. Zazdrościłam tego, że mają do kogo się odezwać,
zadzwonić czy przytulić… Po obfitej kolacji szybko wzięłam prysznic i zamknęłam
się w swoim pokoju. Odpaliłam laptopa, sprawdziłam pocztę i facebook’a, no i
oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie trafiła na kanał youtube. Obejrzałam chyba wszystkie możliwe filmiki i
znowu się nim jarałam jak głupia, jakbym miała czternaście lat. Jeszcze
niedawno śmiałam się z tych wszystkich „hotek” napalających się na swojego
idola, a tymczasem sama się tak zachowuję. Całe szczęście, że wyłączyli nam
prąd, bo chyba jakaś awaria była – w przeciwnym razie tkwiłabym tak do rana. I
wcale nie chciałoby mi się spać! Położyłam się zatem do łóżka i żeby odgonić od
siebie bartmanowe myśli, zaczęłam zastanawiać się nad pułapką na szefa mojej
siostry. Z wiadomych powodów nie mogłam się jednak skupić i nic sensownego nie
wymyśliłam, dlatego owinęłam się kołdrą i poszłam spać.
***
[Miesiąc
później.]
Majce troszkę widać brzuszek, ale
tylko troszkę. Wszystko jest dobrze, a malec rozwija się prawidłowo. W końcu ma takiego specjalistę u boku, że
niejedna jej pewnie zazdrości. Sesja na uczelni się rozpoczęła i odpukać – póki
co wszystko zaliczone, oby tak dalej. Przez ostatni miesiąc nie dostałam
kolejnej tajemniczej korespondencji, a szkoda. Po dłuższych przemyśleniach
stwierdziłam, że to, co zrobił Zibi było tylko i wyłącznie miłym gestem z jego
strony i tyle. Uważam, że nie było w tym żadnych podtekstów, a już na pewno nie
miałoby to wyrażać niby jego uczuć do mnie. Dziewczyny powariowały i ciągle mi
mącą w głowie, że mam się jakoś ze Zbyszkiem skontaktować i mu podziękować za
życzenia i za breloczek. No proszę jakie mądre pomysły nagle miały…
Byłam też z Arkiem w kinie na filmie
„Nad życie” o Agacie Mróz. Nie będę ukrywać i ściemniać, że mnie nie poruszył,
bo poruszył i to bardzo mocno. Łzy leciały po policzkach bez końca, a Arkadiusz
tylko podawał mi świeże chusteczki i przytulał w smutnych momentach. To
niesprawiedliwe, że odeszła od nas w tak młodym wieku, bo przecież miała jeszcze
przed sobą całe życie i wiele marzeń do spełnienia. Los bywa okrutny. Szkoda,
że nie mogę powiedzieć: ,,To był tylko film, to nie wydarzyło się naprawdę”... Ogólnie
bardzo mi się podobał, znakomity dobór aktorów, wspaniała gra aktorska,
wzruszający podkład muzyczny… Ech, no chyba więcej nie muszę mówić…
Dwa tygodnie temu załatwiłam
przełożonego Sandry. Nie było łatwo, ale z pomocą kilku osób się udało. Pewnej
nocy wpadł mi bowiem do głowy świetny pomysł, co by go zlikwidować raz na
zawsze. Brat mojej koleżanki z gimnazjum, z Konina jest policjantem i pracuje
na komisariacie, dlatego poprosiłam go o wsparcie w mojej tajnej akcji. Ubrałam
się wyzywająco, bo wiedziałam, że ten pacan leci na ubiory eksponujące kobiece
ciało i udałam się do firmy, w której miałam zastać szefa. Z posterunkowym
Markiem umówiłam się tak, że jeśli coś się będzie dziać, dam mu cynk, a wtedy
on zainterweniuje. Udawałam wielkie zainteresowanie proponowanymi ofertami
handlowymi przez bossa i złapałam go już kilka razy na tym, jak patrzył na moje
nogi i dekolt. A ja specjalnie przed nim paradowałam w takim stroju,
dopytywałam o wszelakie parametry danych ofert, żeby tylko być w jego gabinecie
jak najdłużej. W najmniej oczekiwanym momencie podszedł do mnie i dotykał mnie
w talii i masował po plecach. Nie było to dla mnie przyjemne, ale poświęciłam
się dla siostry, ale widocznie mu wpadłam w oko. Dobrze, rybka połknęła haczyk!
Wykorzystałam moment, kiedy on nalewał whisky przy swoim minibarku, wyjęłam z
torebki telefon i szybko puściłam sygnał do Marka. Szefuncio podał mi
szklaneczkę z trunkiem, przy czym nie omieszkał mnie dotykać, tym razem po
tyłku, a ja protestowałam i prosiłam by przestał, jednak on nie miał takiego
zamiaru. I wtedy do gabinetu wparował Marek, a ja zaczęłam krzyczeć, że ten
obleśny facet mnie molestuje i wykonuje nieprzyzwoite ruchy. Posterunkowy bez
wahania zaaresztował gnoja i zabrał na komisariat w celu przesłuchań. Sandra i
ja również się tam udałyśmy, aby złożyć doniesienie na tego zboczucha. Jak się
później okazało, na policję wpłynęło jeszcze kilkanaście takich wniosków.
Widocznie nie nie tylko moja siostra była ofiarą tego dupka, ale żadna z
dziewczyn nie chciała zrobić tego pierwszego kroku i poinformować o tym
policji. Ktoś powie: „Bały się.” A czego tu się bać? Gościu został zawieszony w
wykonywaniu swojej pracy, prokuratura nałożyła na niego karę pieniężną, a
najbliższe dwa lata spędzi za kratkami. I bardzo dobrze! Przynajmniej
pracownice firmy będą miały święty spokój. Mój podstęp okazał się bardzo
skuteczny i sprawdził się stu
procentach, także jestem z siebie dumna, a co! Kiedy opowiedziałam całą akcję
Ewce i Majce, stwierdziły, że nadaję się na detektywa albo szpiega wywiadu –
kolejne świetne pomysły.
Od jakiegoś czasu jest z nami w
drużynie moja znajoma sprzed lat – Kaśka, którą poleciałam Panu Gutkowi na
miejsce Majki. Skorzystałam z tego, że wymieniłyśmy się kiedyś w pociągu
numerami i zadzwoniłam do niej z propozycją gry na libero. Szczerze mówiąc
wahała się trochę i nie dała od razu konkretnej odpowiedzi, bo niby chciała
pauzować przez ten sezon, niby nie wiedziała jak jej się będzie z nami
współpracować, niby coś tam... Wydawało mi się to podejrzane, bo przecież
pamiętam, że uwielbiała grać i zawsze dawała z siebie wszystko, dlatego nie
wiem skąd takie nagłe wątpliwości. No, ale suma sumarum zgodziła się, trenuje z
nami i z tego, co zdążyłam zauważyć, analizuje osobowość każdej z nas. Nie
wiem, jakaś dziwna ta Kaśka się zrobiła. Czyżby coś kombinowała…? Czas pokaże.
Siatkarze rozpoczęli już zgrupowanie
w spalskich lasach i przygotowują się do Ligi Światowej. Zagraliśmy
bezproblemowy sparing z Australią, zmiażdżyliśmy ich totalnie trzy do zera. Oglądałam
mecz w telewizji i nie mogłam się na nich napatrzeć, bo grali niesamowicie.
Czułam, że w tym roku dadzą innym zespołom znać o sobie i pokażą na co ich
stać! I chociaż był to mecz tylko towarzyski i praktycznie o niczym nie
świadczył, ja byłam z nich dumna. No, a Zbyszek… Zbyszek sprawił, że nie
odrywałam oczu od ekranu telewizora. Byłam nim oczarowana, a na mojej twarzy
nieustannie gościł uśmiech. Te piorunujące ataki i zagrywki mówiły same za
siebie o klasie tego zawodnika. Ewa i Maja chyba bardziej śledziły moje
zachowanie i robienie maślanych oczu na widok Bartmana, niż wynik samego meczu,
ale co tam. W końcu po tak długiej przerwie mogłam go zobaczyć „na żywo” w
telewizji, toż to musiałam się ślinić na jego widok. Wiem, jestem głupia, nikt
mi o tym nie musi mówić. Raz jestem nim zauroczona, a za chwilę sprowadzam się
na ziemię i za wszelką cenę chcę go sobie wybić z głowy. Cóż mam więc zrobić w
tym fantem…?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz